Mateusz Rutkowski był niegdyś wielką nadzieją polskich skoków narciarskich. Choć odnosił spore sukcesy, a media szybko obwołały go "następcą Adama Małysza", który zresztą osobiście zachwalał jego potencjał w wywiadach, to kariera młodego sportowca, niestety, dość szybko się zakończyła. Po wyrzuceniu go z kadry narodowej na skocznię już nigdy nie wrócił.
Mateusz Rutkowski był nazywany "następcą Adama Małysza". Pogubił się w drodze na szczyt
W niedzielę Polski Związek Narciarski potwierdził przykre wieści o śmierci 37-latka. Jak donosił portal goral.info.pl, u Rutkowskiego miało dojść do nagłego zatrzymania krążenia, a reanimacja, niestety, nie pomogła. Wieści o odejściu Mateusza były szokiem nie tylko dla kibiców, ale także dla wielu osób, które do dziś pamiętają jego sportowe wyczyny. Falę sukcesów przerwała jednak prywatna walka skoczka z własnymi demonami.
Zobacz też: Mateusz Rutkowski nie żyje. Ujawniono przyczynę śmierci 37-letniego skoczka narciarskiego
Niestety, droga Rutkowskiego na szczyt nie przebiegła tak, jak się spodziewano. Gdy w 2004 roku został mistrzem świata juniorów, wydawało się, że nic nie jest w stanie mu przeszkodzić w zrobieniu oszałamiającej kariery. Szybko zdobyta sława, pieniądze i presja, aby sprostać oczekiwaniom kibiców, ostatecznie pogrzebały marzenia 17-letniego wówczas skoczka. Pojawiły się oskarżenia, jakoby sportowiec nadużywał alkoholu i zaniedbywał treningi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W maju 2005 roku Rutkowski stracił prawo jazdy za prowadzenie samochodu pod wpływem alkoholu. Wówczas spadła na niego fala krytyki, z czym ciężko było mu się pogodzić. Nastoletni zawodnik ostatecznie został dyscyplinarnie usunięty z kadry, co tłumaczono "kłopotami wychowawczymi".
Prezydium Zarządu PZN podjęło decyzję o usunięciu zawodnika z kadry. Powodem były narastające od dawna kłopoty wychowawcze z zawodnikiem, który nie zareagował pozytywnie na wielokrotne próby wpłynięcia na jego postępowanie, jakie podejmowali działacze i trener Zbigniew Klimowski - przekazał wtedy rzecznik prasowy PZN, Grzegorz Mikuła.
Rutkowski twierdził, że poczuł się "olany" przez osoby, które miały go wspierać. Z własnymi demonami musiał się zmagać samotnie.
Ludzie, którzy mnie otaczali, nie bardzo kwapili się do tego, by pomóc mi wyjść z trudnej sytuacji. Zostawili mnie samemu sobie, na lodzie. Olali mnie. Z każdej strony spadała na mnie tylko krytyka. Swoje zrobili też dziennikarze - żalił się, cytowany przez Onet.
W rozmowie z Eurosportem przyznał przed laty, że zdarzało mu się skakać na kacu, ale doniesienia o tym, jakoby mocno nadużywał alkoholu, były jego zdaniem przesadzone.
Nie mówię, że nie zdarzyło mi się pić, ale to nie było tak, że piłem cały czas. Po prostu zobaczyli mnie raz, drugi jak piję piwo w jakiejś knajpie w Zakopanem i od razu zrobił się rozgłos. Cały Puchar Świata pił, wszyscy zawodnicy. I nie mówię tylko o Polakach.
Ostatecznie kariera Rutkowskiego trwała zaledwie trzy lata. Adam Małysz, którego miał być następcą w oczach mediów, wprost wspomniał o zaprzepaszczeniu wielkiego talentu i nie krył żalu. Wkrótce słuch o młodym skoczku zaginął i ten wrócił do "normalnego" życia. Ostatnimi czasy miał pracować jako kamieniarz i być członkiem zarządu klubu Rutkow-ski, który prowadzi jego brat.