Zaostrzenie przepisów aborcyjnych za rządów Prawa i Sprawiedliwości od początku budziło gigantyczne kontrowersje zarówno w kraju, jak i na całym świecie. Gdy w 2020 roku Trybunał Konstytucyjny wydał decyzję ws. wprowadzenia dalszych restrykcji, na ulice polskich miast wyszły setki tysięcy kobiet i wspierających je mężczyzn, którzy wyrazili swój sprzeciw wobec skazywania potencjalnych matek na niewyobrażalne cierpienie bądź nawet śmierć.
Pierwszy przypadek kobiety, która oddała życie w imię ideologicznych wojenek PiS-u i Kai Godek, był więc niestety tylko kwestią czasu. Od kilku Polska żyje sprawą śmierci 30-letniej Izabeli, która zmarła w szpitalu w 22. tygodniu ciąży. Kobieta trafiła pod opiekę lekarzy w Pszczynie i już nie opuściła placówki. Jak mówi rodzina, jej życie dałoby się uratować, ale lekarze musieli czekać na obumarcie płodu, co było efektem wspomnianej decyzji TK.
Przypomnijmy: Martyna Wojciechowska wyznaje: "BOJĘ SIĘ o przyszłość MOJEJ CÓRKI, kiedy zdecyduje się na założenie rodziny"
Sprawa 30-latki budzi w mediach wielkie emocje, a głos zabrało już wiele osób publicznych, które jedynie podkreślają powagę sytuacji. Zaangażowaniem wykazali się też dziennikarze programu "Uwaga! TVN", którzy przeprowadzili trudną rozmowę z matką dziewczyny, panią Barbarą. Jednocześnie kobieta ujawniła ostatnie wiadomości, które otrzymała od córki przed śmiercią. Niestety Izebela była świadoma, że może wydarzyć się najgorsze...
Dziecko waży 485 gramów. Na razie dzięki ustawie aborcyjnej muszę leżeć. I nic nie mogą zrobić. Zaczekają, aż umrze lub coś się zacznie, a jeśli nie, to mogę spodziewać się sepsy. Przyspieszyć nie mogą. Musi albo przestać bić serce, albo coś się musi zacząć - cytowała treść SMS-ów pani Barbara.
Stan zdrowia 30-latki niestety wciąż się pogarszał i sama zaczęła podejrzewać, że może jej grozić sepsa. Niestety najgorsze przewidywania wkrótce się spełniły.
Dali kroplówkę, bo z gorączki się trzęsłam. Dobrze, że termometr wzięłam, bo nikt nie mierzy. Miałam 39.9 - napisała Izabela i była to jej ostatnia wiadomość...
Bliscy 30-latki podkreślają, że kobieta jasno sygnalizowała personelowi szpitala, że coś jest nie tak, jednak nikt nie monitorował jej stanu. Czekano po prostu, aż płód obumrze i dopiero wtedy podjęto decyzję o przeprowadzeniu cesarskiego cięcia. Niestety Izabela zmarła.
Sygnalizowała, że się boi o życie, że się bardzo źle czuje. Pisała, że na szczęście nie była sama na sali i jakaś kobieta wezwała lekarza, bo ona sama już nie była w stanie. Nie mogłam w to uwierzyć, myślałam, że to nieprawda. Jak mogło spotkać ją takie coś w szpitalu? Przecież poszła tam po pomoc. (...) Nigdy się z tym nie pogodzę, że jej już nie ma. Wydaje mi się, że to sen, z którego się obudzę, a ona do mnie przyjdzie. Wolałabym swoje życie za nią oddać. Nie wiem, jak to dalej przeżyję - mówi matka kobiety.
Obecnie prokuratura prowadzi śledztwo w tej sprawie. Jak poinformowano, przesłuchano już lekarza, który prowadził wówczas dyżur, jednak ten nie miał sobie nic do zarzucenia. Nie uważał też, że popełnił jakikolwiek błąd ani niewłaściwie prowadził sprawę 30-latki.