Filip Chajzer znalazł się ostatnio w centrum medialnej afery, a wszystko przez wstrzymanie wypłaty środków na leczenie małego Oskarka przez fundację prezentera. Rozkręciła ją matka chłopca, zarzucając "Takiej Akcji", że odcinając ją od pieniędzy, skazują jej syna na śmierć. Fundacja tłumaczyła, że 37-letnia Monika K. prawdopodobnie dopuściła się oszustwa, a sprawa została przekazana odpowiednim organom.
W środę rano media poinformowały, że doszło do zatrzymania Moniki K. Wyszło na jaw, że kobiecie postawiono zarzut wyłudzenia kwoty opiewającej na prawie milion złotych, za co grozi jej teraz 10 lat więzienia.
Według uzyskanych przez reporterów RMF FM informacji, kobieta miała zrezygnować z leczenia dziecka w kraju i skłoniła się ku eksperymentalnym terapiom w zagranicznych ośrodkach. Podano też, że za pieniądze przeznaczone na leczenie dziecka 37-latka latała za granicę klasą biznes. Czasami zdarzały się międzynarodowe wyjazdy taksówkami, a oprócz tego zatrzymywała się z reguły w drogich, pięciogwiazdkowych hotelach. Ponadto pozwalała sobie na zakupy luksusowych towarów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dziennikarze "Faktu" ustalili, że podczas przesłuchania Monika K. złożyła obszerne wyjaśnienia i przedstawiła swoją wersję wydarzeń. Poznańskiej "Gazecie Wyborczej" udało się natomiast skontaktować z mamą Oskara. Jak podaje dziennik, kobieta "płakała do słuchawki".
Jestem niewinna, nic złego nie zrobiłam - twierdzi. Bardzo bym chciała wszystko powiedzieć, by Polska poznała prawdę, bym mogła się obronić, ale nie mogę. Mam zakaz udzielania informacji. Oskarek jest bardzo chorym dzieckiem, ma orzeczenie o niepełnosprawności.
Warto tu zaznaczyć, że według lekarzy, z którymi rozmawiała "Wyborcza", żadna z rozważanych diagnoz (autyzm, autoimmunologiczne zapalenie mózgu, PANDAS) nie oznacza bezpośredniego zagrożenia dla życia dziecka. Tymczasem Monika K. zbierając pieniądze na leczenie synka, przekonywała, że chłopiec jest śmiertelnie chory. W rozmowie z dziennikarzami kobieta nie chciała rozmawiać o szczegółach ani wyjaśnić, dlaczego przekonywała, że Oskar jest śmiertelnie chory. Nie wytłumaczyła również, na co szły pieniądze z fundacji. Autorzy tekstu dotarli też do osoby zaznajomionej ze szczegółami śledztwa. Informator "Gazety Wyborczej" nie ma złudzeń co do wiarygodności zapewnień Moniki K.
To dziecko w spektrum autyzmu, ale matka nie przyjmuje tego do wiadomości i wymyśla choroby. Według naszych ustaleń matka korzysta z terapii niepotwierdzonych naukowo. I na pewno dziecku nie grozi śmierć - twierdzi źródło gazety.