Tydzień temu Polaków zbulwersowała sprawa dwuletniej Lilianny, którą w bestialski sposób pobił ojczym, w skutek odniesionych obrażeń dziewczynka zmarła. Nie radził sobie z poziomem trudności gry komputerowej, więc wyżył się na dziecku. Przypomnijmy: Ojczym ZABIŁ 2-LATKĘ, bo... nie szło mu w grze komputerowej?! Rzucił nią o framugę!jczym
Teraz na jaw wychodzą kolejne szczegóły sprawy. Dwuletnia Lilianna mieszkała wraz z rodzeństwem, matką i ojczymem w Pile. Pod koniec zeszłego roku kobieta wyszła za mąż za Szymona B. Kilkanaście dni temu Lilianna wraz z rodzeństwem odwiedziła biologicznego ojca i dziadków. Od razu po przyjeździe stan dziewczynki zaniepokoił babcię.
Weszłam do domu, ona leżała na tapczanie taka śpiąca. Córka powiedziała, że ona już taka z domu przyjechała - mówi Katarzyna Kopczyńska, babcia Lilianny.
Mimo że dziewczynkę w szpitalu badało 3 lekarzy, nie byli w stanie stwierdzić, co jej dolega i wypisali ją do domu. Po kilku dniach Lilianna ponownie trafiła do szpitala. Tym razem stwierdzono, że ma liczne zmiany pourazowe. Niestety, na ratunek było już za późno. Jak twierdzi Rafał Szuca, dyrektor Szpitala Specjalistycznego w Pile, dziecko miałoby większe szanse na ratunek, gdyby lekarze wcześniej dowiedzieli się o uderzeniu w głowę.
Różnica czterech-pięciu dni to jest różnica istotna.
Sprawcą cierpień dziewczynki według śledczych był jej ojczym, wielbiciel gier komputerowych. Na filmach w internecie słychać, jak w wulgarny sposób odnosi się do innych graczy. Angelika B. zeznała, że jej mąż zdenerwowany niepowodzeniem w grze popchnął dziewczynkę na futrynę. Śledczy uważają jednak, że Szymon B. już wcześniej znęcał się nad Lilianną.
Dziecko popychał, szarpał, przewracał, w sposób nieodpowiedni opiekował się tym dzieckiem. Chociażby podnosząc je z ziemi, uderzał główką dziecka o metalowe części łóżka.
Babcia dziewczynki już wcześniej zwracała uwagę na posiniaczone ciało dziecka. Matka tłumaczyła je słabą krzepliwością krwi. Tymczasem o tym, że w domu może dochodzić do przemocy wobec dzieci, już w zeszłym roku Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej zaalarmował jeden z sąsiadów.
Matka tłumaczyła pracownikom, że siniaki pojawiające się co pewien czas na ciele dziewczynki to efekt choroby skazy krwotocznej. Kobieta skarżyła się w mediach społecznościowych, że z powodu choroby dziecka jest nachodzona przez różne instytucje.
Wanda Kolińska przyznaje, że kobiecie w ten sposób udało się uśpić czujność urzędników. Pierwszy raz w tym roku dziewczynka trafiła z urazami do szpitala już w połowie stycznia. Wtedy przeprowadzono badania, które wykluczyły skazę krwotoczną. Skierowano też doniesienie do prokuratury o możliwości znęcania się nad dzieckiem. Postępowania nie udało się zakończyć, bo dziewczynka zmarła. Zarówno Angelika B., jak i Szymon B. zostali tymczasowo aresztowani.
Teraz oczywiście aktywni są zarówno pracownicy społeczni, jak i sąsiedzi. Przez dwa lata jednak wszyscy wokół tolerowali maltretowanie Lilianny. Naprawdę przez 2,5 miesiąca nie można było zrobić nic, żeby uratować jej życie? Sprawa utknęła w prokuraturze…
Źródło: UWAGA! TVN/x-news