Ola Janowicz miała pięć miesięcy kiedy okazało się, że cierpi na zespół Westa, ciężki przypadek padaczki lekoopornej. Pomimo leczenia farmakologicznego miała dziennie aż do pięciu napadów zagrażających jej życiu. Jedynym rozwiązaniem i pomocą w ciężkiej chorobie mogła być medyczna marihuana. W marcu, jako pierwsza w Polsce, otrzymała zgodę ministerstwa na refundację leczenia. Niestety, zgodnie z procedurami lek miał być sprowadzony dopiero pod koniec maja tego roku. Ola leku nie doczekała, zmarła 6 maja. Miała 4 lata.
Mama dziewczynki twierdzi, że nie zdecydowała się na nielegalny import leku, bo bała się konsekwencji prawnych i tego, że sama trafi do więzienia, a Ola zostanie jej odebrana. W rozmowie z nami opowiedziała o tym, jak radzi sobie z utratą dziecka:
Jest mało grup wsparcia w Polsce. Sama po śmierci Oli panicznie szukałam takich grup. Na Facebooku znalazłam kilka. Jest tego mało. Po śmierci Oli hospicjum dalej opiekuje się naszą rodziną. Przyjeżdża do nas pani psycholog. Próbuje nam to wyjaśnić. Żadnym rozwiązaniem nie jest psychoterapia, tudzież leczenie farmakologiczne. Na żałobę nie ma lekarstwa. Trzeba płakać, trzeba to wypłakać. Z tym bólem będę żyła całe życie. Poznałam Filipa Chajzera. Też przyznał, że mało jest grup wsparcia. Nie da się przygotować na śmierć dziecka.
Zobacz też: Chajzer o śmierci syna: "Trafiłem do grupy wsparcia, do rodziców dzieci, które zmarły na raka"