Meghan Markle i Harry od wielu tygodni próbują odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Para wraz z końcem marca oficjalnie opuściła rodzinę królewską i wyruszyła na podbój Los Angeles, jednak na razie lista ich sukcesów w Stanach jest nadzwyczaj skromna. Wiemy natomiast, że nadal nie odmawiają sobie odrobiny luksusu, do której byli przyzwyczajeni.
Zobacz: Meghan Markle i Harry chcą być jak Jeff Bezos? Zapłacą za ochronę 35 TYSIĘCY ZŁOTYCH dziennie...
Gdy Meghan Markle i Harry opuszczali szeregi royalsów pod koniec marca, spodziewano się, że nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Niestety "Megxit" zbiegł się w czasie z szalejącą po świecie pandemią koronawirusa, która pozbawiła ich potencjalnych szans na zarobek. W efekcie dużo więcej mówiło się o tym, że budują ekrany wokół domu niż o planach na przyszłość, które wkrótce i tak zeszły na drugi plan.
Pandemia koronawirusa skutecznie zweryfikowała też to, jak rodzina królewska i jej "byli" członkowie radzą sobie wizerunkowo w dobie globalnego kryzysu. Podczas gdy royalsi starali się aktywnie uczestniczyć w życiu obywateli i dodali im otuchy w trudnym czasie, Meghan i Harry woleli przeczekać sprawę w zaciszu własnego domu. Co prawda kilkukrotnie "przyłapano" ich w roli dostarczycieli jedzenia dla potrzebujących, jednak to mogło nie wystarczyć.
Sprawę skomentował teraz ekspert ds. royalsów Phil Dampier w rozmowie z The Express i wysnute przez niego wnioski raczej nie są zaskakujące. Jego zdaniem rodzina królewska wyszła "z twarzą" z kryzysu i dzięki swojemu zaangażowaniu zyskali sympatię obywateli, natomiast Meghan i Harry zostali przez niego utytułowani "największymi przegranymi" pandemii.
Wizerunkowo izolacja społeczna pomogła wszystkim royalsom, z wyjątkiem Meghan i Harry'ego. Są w tej sytuacji wielkimi przegranymi i sprawiają wrażenie odizolowanych. W Stanach Zjednoczonych wciąż są nikim - twierdzi Dampier w rozmowie z tabloidem.
Co więcej, ekspert uważa, że niewielkie zaangażowanie Sussexów w walkę z kryzysem naraziło ich na medialny niebyt.
Ludzie mogą wciąż się nimi interesować, ale wielu już po prostu wzrusza ramionami. W przeciwieństwie do reszty royalsów nie wydawali się zaangażowani w sprawę. Rodzinie królewskiej pomogło to z kolei zyskać popularność, bo dobrze wywiązali się ze swoich obowiązków.
Myślicie, że faktycznie mają powody do zmartwienia?