Meghan Markle i Harry z końcem marca oficjalnie przestali pełnić królewskie obowiązki. Jak sami twierdzili, najbardziej zależało im na większym poszanowaniu dla ich prywatności, której dotychczasowe życie nie pozwalało im w pełni strzec. Tym bardziej dziwiła więc ich decyzja o tym, aby przeprowadzić się z Kanady do naszpikowanej paparazzi dzielnicy Los Angeles.
Zobacz: Utrzymanie Harry'ego i Meghan kosztowało brytyjskich podatników ponad 44 MILIONY funtów?!
Choć Meghan Markle i Harry utrzymywali, że "Megxit" był dla nich jedyną rozsądną opcją, to ich kolejne kroki niejednokrotnie przeczyły powodom, dla których wpadli na pomysł wystąpienia z szeregów royalsów. Walczący o prywatność Sussexowie są bowiem pod stałą obserwacją miejscowych reporterów, którzy są w stanie zrobić wiele, aby zarobić na ich sławie.
Najnowsze doniesienia amerykańskiego portalu Daily Beast są zresztą tego kolejnym dowodem. Jak twierdzi cytowany przez nich informator, Sussexowie zmagają się obecnie z latającymi nad ich domem dronami, które mają wykonywać im zdjęcia z powietrza podczas prywatnych czynności. Jest to prawdopodobnie efekt decyzji pary, aby ogrodzić ich posiadłość ekranami i uniemożliwić paparazzi "tradycyjną" metodę zdobywania materiałów.
Widzą drony, które regularnie latają nad ich domem i mogą się tylko domyślać, że to efekt działania paparazzi, ale nie mają takiej pewności. Meghan dostawała już kiedyś rasistowskie pogróżki, dlatego bali się, że może to być zagrożenie terrorystyczne - twierdzi źródło z otoczenia pary.
Znajomy Sussexów twierdzi też, że rozumie intencje fotoreporterów, jednak jest to rażące naruszenie ich prawa do prywatności.
W przeszłości Meghan otrzymywała już groźby śmierci, więc zagrożenie terrorystyczne jest dla nich jak najbardziej realne. Ale nawet mimo tego, postawcie się w ich sytuacji. Jak byście się czuli, gdyby latały nad wami drony, gdy próbujecie bawić się z synem we własnym ogródku? - apelował do rozsądku ludzi.
Co więcej, informator twierdzi, że zachowanie paparazzi może powodować realne zagrożenie, o czym też para już się przekonała.
Jak już gdzieś wyjdą, to ktoś zawsze ich śledzi. Gdy chcą gdzieś pojechać, to ktoś zawsze za nimi jedzie, a kiedy próbują ich zgubić, to nie dają za wygraną i łamią wszelkie przepisy. (...) Nigdy nie prosili o szczególne względy. Chcą po prostu, żeby dano im spokój. Rodzina jest dla nich najważniejsza - czytamy.
Portal potwierdził też, że faktycznie zgłaszano służbom problemy z dronami w tych rejonach miasta. Meghan i Harry mieli żalić się na nie podobno aż pięć razy w ciągu zaledwie ostatniego miesiąca.
Współczujecie?