Meghan Markle i Harry od kilkunastu dni mogą się cieszyć wolnością, której brakowało im w szeregach brytyjskiej rodziny królewskiej. Para niedawno przeprowadziła się do Los Angeles, gdzie będą mieli podobno większe szanse na zaspokojenie swoich wygórowanych wymagań finansowych. Sama Meghan nie ukrywa zresztą, że czuje się najlepiej właśnie w otoczeniu mieszkających nieopodal sław.
Choć samopoczucie pary po słynnym "Megxicie" miało ulec znacznej poprawie, to wciąż nie brakuje jednak problemów, którym Sussexowie muszą teraz stawić czoła. Ich głównym zmartwieniem są aktualnie kwestie finansowe, a wszystko przez pandemię koronawirusa, która "trawi" obecnie rejony Stanów Zjednoczonych i pozbawia ich zarobku. Wśród ekspertów nie brakuje opinii, że parę może czekać poważny kryzys.
Przypomnijmy: Meghan Markle i Harry popadną w długi przez KORONAWIRUSA? "Ich rozrzutny styl życia będzie ich drogo kosztować"
Inną kwestią, która spędza im sen z powiek, są dość napięte relacje z mediami. Jeszcze pozostając w szeregach royalsów, para wytoczyła proces jednemu z tabloidów, który opublikował list Meghan do ojca bez jej wiedzy i zgody. Ponadto Sussexowie wielokrotnie krytykowali brak rzetelności brytyjskich tabloidów i zapowiadali, że zamierzają mieć bardziej wybiórczy stosunek do prasy.
Teraz okazuje się, że faktycznie nie żartowali i powoli wcielają swoje plany w życie. Jak donoszą światowe media, w niedzielę wieczorem para wystosowała ostry list do czterech redakcji brytyjskich tabloidów, w którym oświadczyli, że nie zamierzają udzielać im żadnego komentarza. Treść odezwy dotyczy redakcji Daily Mail, The Sun, The Mirror oraz The Express, których dziennikarze nie będą mogli kontaktować się z parą ani liczyć na odpowiedź na żadne z zadanych im pytań.
Treść listu przytacza między innymi The Guardian, który twierdzi również, że między parą a dziennikarzami tych konkretnych redakcji nie będzie absolutnie żadnej współpracy. Jedynym odstępstwem będą działania ich prawników, którzy nie będą już przymykać oka na "fałszywe i zniekształcone" doniesienia z ich życia.
To wyjątkowo niepokojące, że wpływowe media od wielu lat publikują informacje sprzeczne z prawdą, zniekształcone i naruszające prawo do prywatności wielu osób. Gdy wraz z wielką siłą nie idzie w parze równie wielka odpowiedzialność, wiara w to ważne medium zaczyna stopniowo zanikać. (...) Książę i księżna Sussex wielokrotnie obserwowali, jak znane im osoby zostają odarte z godności na oczach całego świata, a wszystko przez walkę o dobre wyniki finansowe poszczególnych redakcji - twierdzą Meghan i Harry we fragmentach wspomnianego listu.
Tym samym kilka zdań później Sussexowie oficjalnie poinformowali naczelnych wymienionych wcześniej redakcji, że nie życzą sobie z ich strony żadnego kontaktu.
Mając to na uwadze, książę i księżna Sussex nie będą w żaden sposób kontaktować się z państwa redakcją. Nie ma mowy o żadnej współpracy ani jakiejkolwiek formie komunikacji. To założenie funkcjonuje też w stosunku do ich rzeczników prasowych. (...) Celem tej decyzji nie jest unikanie krytyki. Nie chodzi o uniemożliwianie dialogu czy cenzurowanie rzetelnych informacji. Media mają pełne prawo informować o sprawach dotyczących księcia i księżnej Sussex, jednak owe doniesienia nie mogą być oparte na kłamstwach - kwitują gorzko.
Warto wspomnieć, że banicja ze strony Sussexów dotyczy też "siostrzanych" serwisów danych redakcji. Jedną z nich jest serwis MailOnline, z którym współpracuje "dobry znajomy" Meghan, Piers Morgan. Jednocześnie para nie określiła, z którymi mediami dla odmiany będą się kontaktować i komentować swoje poczynania.
Myślicie, że to dobra decyzja?