Meghan Markle i Harry kilka miesięcy temu opuścili królewski pałac i wyruszyli do Stanów Zjednoczonych w poszukiwaniu wolności, której tak bardzo im brakowało w szeregach royalsów. Niestety ich plany podboju amerykańskiego show biznesu spełzły na niczym z powodu szalejącej pandemii koronawirusa, a między małżonkami coraz częściej miało dochodzić do spięć.
Jeszcze niedawno wydawało się, że dzięki słynnemu "Megxitowi" Meghan Markle i Harry już niebawem w pełni rozwiną skrzydła. Niestety skończyło się tylko na płonnych nadziejach, a rzeczywistość miała niemal od razu sprowadzić parę na ziemię. Co prawda oczko puścił do nich Netflix, z którym podobno będą teraz współpracować, ale nie brakuje opinii, że po opuszczeniu rodziny królewskiej spodziewano się jednak po nich czegoś więcej.
Przypomnijmy: Meghan Markle wystąpiła w amerykańskim "Mam talent"! Wpuściła kamery do swojej posiadłości...
Od czasu "Megxitu" Sussexowie skupili się więc na gościnnym udziale w kilku projektach, co na razie pozwoliło im uniknąć medialnego niebytu. Kilka dni temu głośno było o tym, że Meghan i Harry publicznie zachęcili amerykanów do głosowania w nadchodzących wyborach prezydenckich. Nie jest przy tym tajemnicą, że eksksiężna nigdy nie była zwolenniczką polityki Donalda Trumpa, dlatego wydźwięk ich apelu był raczej jednoznaczny.
To czas nie tylko na refleksje, lecz także na zdecydowanie działania - mówił Harry podczas ich gościnnego udziału w gali online magazynu Time.
Choć wiele osób uznało gest Sussexów za krok w dobrą stronę, to nie zabrakło też licznych głosów krytyki, głównie ze strony osób kojarzonych z obozem politycznym Trumpa. Ich słowa w końcu skomentował nawet sam zainteresowany, którego zapytano o Meghan podczas jednego z briefingów w Białym Domu. Jak nietrudno się domyślić, Donald nie miał nic miłego do powiedzenia na jej temat.
Nie przepadam za nią. Powiem więcej i pewnie słyszała to już nie raz - życzę Harry'emu dużo szczęścia, bo z pewnością mu się przyda - powiedział Trump z przekąsem.
Co ciekawe, nawoływanie Sussexów do głosowania nie spodobało się też rodzinnie Harry'ego. Wszystko z powodu jednego z zapisów umowy dotyczącej "Megxitu", gdzie jest wyraźna mowa o tym, że Meghan i jej luby powinni trzymać się z dala od polityki. Ich słowa były więc złamaniem jednej z zasad ugody między Sussexami a rodziną królewską, o czym informuje Sunday Times. Royalsi, nawet ci "byli", muszą bowiem pozostać neutralni na tym polu.
Rodzina królewska załamuje ręce i zastanawia się, dokąd to wszystko zamierza. Czy oni mają zamiar w ogóle zastosować się do treści ustaleń z królową? Jawnie złamali zasady i powinni ponieść karę. A co, jeśli Trump wygra i Elżbieta II będzie mu się musiała tłumaczyć z ich zachowania? - duma tabloid.
Jednocześnie dowiadujemy się, że rodzina królewska już zastanawia się nad ewentualną karą dla krnąbrnych eksroyalsów. Najgorszym scenariuszem jest nawet odebranie im tytułów, co wcale nie jest wykluczone. Osoby reprezentujące królową w mediach na razie nie komentują sprawy, ale coraz głośniej mówi się o tym, że Sussexowie w końcu poniosą konsekwencje swoich decyzji.
Co więcej, rozczarowany postawą Harry'ego jest nawet książę Karol, który do tej pory dość szczodrze wspierał syna i jego ukochaną w spełnianiu ich amerykańskiego snu. Nie jest więc wykluczone, że pieniądze przestaną do nich płynąć tak wartkim strumieniem, jak dotychczas. Jak donosi The Express, w ciągu ostatniego roku (do kwietnia włącznie) ojciec Harry'ego i Williama oficjalnie przeznaczył na swoje pociechy aż 7 milionów dolarów.
To prawie 750 tysięcy dolarów więcej niż przed rokiem. Co prawda kwota uwzględnia jego obu synów, ale nikt chyba nie ma wątpliwości, że spora część tych środków poszła właśnie na zapewnienie Meghan i Harry'emu bezpieczeństwa w okresie "Megxitu" - donosi tabloid.
Myślicie, że wkrótce ich sytuacja jeszcze mocniej się skomplikuje?