Szumnie zapowiadana seria dokumentalna poświęcona historii księcia Harry'ego i Meghan Markle z góry spisana była na bycie tworem wyjątkowo kontrowersyjnym. Zgodnie ze wszelkimi przewidywaniami już sam zwiastun projektu podniósł ciśnienie w sporej części Starego Kontynentu. Książęca para żali się w nim na ingerującą w prywatne życie prasę oraz okrutny system, w jakim funkcjonuje rodzina królewska. Można to w przypadku tej dwójki uznać już akurat za starą śpiewkę, jednak szczególnie istotna jest tutaj warstwa wizualna. Któż mógłby się bowiem domyśleć, że pragnąc opowiedzieć swoją "prawdziwą historię", Meghan i Harry zdecydują się na manipulowanie materiałem wideo, który z ich przypadkiem nie ma absolutnie nic wspólnego.
Uwagę na problem zwrócił królewski korespondent Robert Jobson. W serii wpisów na Twitterze dziennikarz wypunktował royalsów za wykorzystanie do zwiastuna nagrań ze spotkania, w którym on również brał udział. Na klipie widzimy czyhającego na dachu fotoreportera, który czatuje na niczego niespodziewających się Harry'ego i Meghan. W tle leci zlepka haseł na temat brutalności prasy. Problem tylko w tym, że przyczajony fotoreporter był częścią akredytowanej ekipy, na której obecność Harry i Meghan sami się zgodzili.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
To zdjęcie, które wykorzystano w zapowiedzi filmu Netfliksa o Harrym I Meghan, ma sugerować naruszanie prywatności książęcej pary. To absolutny skandal. Zrobiono je w ramach akredytacji podczas wizyty w rezydencji arcybiskupa Tutu w Cape Town. Tylko trzy osoby otrzymały akredytację. Harry i Meghan zgodzili się na to. Byłem tam - burzy się na Twitterze Robert Jobson.
Internauci prędko wyhaczyli, że klip z Cape Town nie był jedynym, przy którym montażyści netfliksowego dokumentu popisali się wyobraźnią. Zwiastun parokrotnie pokazuje chmary paparazzi ścigające bliżej niezidentyfikowaną osobę. Widzom pozwala się myśleć, że gonioną była biedna Meghan Markle. Otóż nie. Klipy pochodzą kolejno z: premiery ostatniej części Harry'ego Pottera, rozprawy sądowej Katie Price i spotkania Donalda Trumpa z Michaelem Cohenem w Nowym Jorku.
Jesteście ciekawi, jakimi jeszcze sposobami producenci dokumentu o Meghan i Harrym zabarwili końcowy produkt?