Dokument Meghan Markle i księcia Harry'ego dla Netfliksa okazał się rozczarowaniem roku. Od dwóch tygodni media z niemałą satysfakcją wytykają byłej książęcej parze kłamstwa i niedopowiedzenia, jakich dopuścili się przed kamerami, skarżąc się właściwie na wszystko, co ich spotkało.
Media błyskawicznie docierają też do osób, z którymi mogą skontrować tezy wygłaszane przez Meghan i Harry'ego. Jedną z nich jest James Ramer, 42-letni szef policji w Toronto, który pracował w czasach, gdy Meghan jeszcze kontynuowała karierę aktorki w "Suits", ale już umawiała się z Harrym. Markle stwierdziła bowiem w dokumencie, że kanadyjska policja nie zapewniała jej należytej ochrony, chociaż wielokrotnie zwracała się do niej z prośbą o zabezpieczanie jej otoczenia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
James Ramer jest innego zdania. Oczywiście profesjonalizm zabrania mu wdawania się w szczegóły śledztw czy zleceń specjalnej ochrony, ale zapewnił w rozmowie z "Toronto Sun", że jest dumny z pracy, jaką wtedy wykonali jego podwładni.
Zawsze znajdą się ludzie, którzy nigdy nie będą szczęśliwi - kąśliwie zaczął swoją wypowiedź. Byłem wtedy dowódcą odpowiedzialnym za oddział, który nadzorował tę sytuację i mogę powiedzieć, że funkcjonariusze wykonali świetną robotę. Byli niezwykle profesjonalni. Nadzorowałem też obszar, który chronił VIP-ów i w pełni popieram wyniki pracy, którą tam wykonali.
Meghan w swoich oskarżeniach posunęła się dalej: opisała przed kamerami, że rozmawiała nawet z paparazzi czekającymi przed jej domem i usłyszała od nich, że po prostu tak teraz będzie wyglądać jej życie. Stwierdziła ponadto, że jej sąsiedzi zainstalowali sobie specjalne kamery (!), dzięki którym mogli obserwować każdy jej ruch.
James Ramer nie potwierdza, by policja dostała jakiekolwiek zgłoszenie nawiązujące do takiego działania. Oficer powiedział natomiast, że służby zapewniały Meghan ochronę na najwyższym poziomie, także wtedy, gdy wrócili z Harrym do Toronto na flagową imprezę księcia, Invictus Games.
Oliwy do ognia dolał jeszcze publicysta Joe Warmington zajmujący się w "Toronto Sun" sprawami kryminalnymi. Stwierdził bez kozery, że Meghan powinna przeprosić policję za oskarżenia, jakie wysnuła w dokumencie Netfliksa.
Twierdzenia, jakoby policja w Toronto zawiodła parę królewską, są niedorzeczne - ocenił. To, o czym pani Markle nie wspomina, to to, że policja w Toronto regularnie monitorowała jej ulicę, rozmawiała z paparazzi oraz rozmieściła w okolicy tajne pojazdy i zespoły. Są nawet zdjęcia zrobione przez emerytowanego fotografa "Toronto Sun", Mike'a Peake'a, przedstawiające policję na jej ulicy.
Zaskoczeni?