Obecność Meghan Markle na królewskim dworze od samego początku budziła spore kontrowersje. Mimo wszelkich chęci amerykańskiej aktorce nie udało się zjednać sobie sympatii rodaków męża, co zresztą bez przerwy wytykano jej w prasie. Rola księżnej wyraźnie ją uwierała, co ostatecznie doprowadziło do sfinalizowanego w 2020 roku "Megxitu". O swoich traumatycznych doświadczeniach z tym związanych eksksiężna opowiedziała w niedawnym wywiadzie dla The Cut.
Jak można było się spodziewać, smętne wynurzenia Meghan bynajmniej nie zagwarantowały jej współczucia czytelników. Wręcz przeciwnie - małżonce księcia Harry'ego zarzucono "szokująca arogancję". Królewscy eksperci nie zostawili na niej suchej nitki...
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
O tym, jak bardzo Markle jest oderwana od rzeczywistości, miała się okazję przekonać Mariah Carey. Piosenkarka wystąpiła ostatnio w podcaście "książęcej znajomej", Archetypes, gdzie kobiety dyskutowały o swoich birasowych tożsamościach. Obie doszły do wniosku, że przez kolor swojej skóry dla jednych były "za czarne", a dla innych "za białe". W pewnym momencie Mariah stwierdziła, że - podobnie jak większość wpływowych kobiet - Meghan "miewa momenty, kiedy jest diwą". Markle zareagowała na te słowa z oburzeniem.
Zmroziło mnie, kiedy nazwała mnie diwą! - stwierdziła, komentując później rozmowę z wokalistką. Oczywiście nie mogliście mnie zobaczyć, ale zaczęłam się trochę pocić. Ona miała to na myśli jako komplement. Ale odebrałam to jako obelgę. Usłyszałam to jako słowo "diwa", czyli określenie kogoś problematycznego. Jak jedno słowo może oznaczać coś innego dla każdego z nas - to jest dla mnie zadziwiające.
Myślicie, że Meghan naprawdę miała się za co obrażać? A może prawda w oczy kole?