Mel Gibson przez lata należał do grona najpopularniejszych aktorów. Po serii skandali i oskarżeń o rasizm, homofobię i antysemityzm jego wpływy w Hollywood znacznie zmalały, jednak wciąż zdarza mu się gościć na łamach prasy plotkarskiej. Burzliwe życie prywatne aktora od zawsze budziło zainteresowanie, a jakiś czas temu po raz dziewiąty (!) został ojcem.
Choć 64-letni Mel Gibson wciąż stara się pracować na swój sukces, to media dużo bardziej interesują się właśnie jego prywatnym życiem. Tym razem nagłówki gazet zdominowały jednak nie informacje o związku aktora z 35 lat młodszą partnerką, lecz o jego stanie zdrowia, który został wystawiony na poważną próbę. Jak donosi magazyn People, Gibson był bowiem zakażony koronawirusem.
Jak twierdzi tabloid, zmagania aktora z COVID-19 miały miejsce w kwietniu, gdy w obliczu gorszego samopoczucia Mel postanowił wykonać test. Ostatecznie wynik okazał się pozytywny, a 64-latek trafił do szpitala w Los Angeles. Jak twierdzi jego rzecznik, aktor był hospitalizowany przez tydzień i otrzymywał lek o nazwie Remdesivir.
Po siedmiu dniach kuracji kolejne testy dały wynik negatywny i Mel Gibson mógł opuścić placówkę. Co ciekawe, szczegóły jego zmagań z COVID-19 wyszły na jaw dopiero pod koniec lipca, bo aktor prawdopodobnie nie chciał informować o tym mediów.
Warto wspomnieć, że kilka dni przed hospitalizacją paparazzi przyłapali go z partnerką na zakupach. O ile Gibson cały czas miał na twarzy maseczkę, to matka jego dziecka zdjęła ją natychmiast po wyjściu ze sklepu i z zadowoloną miną maszerowała u jego boku. Fani zwrócili wtedy uwagę, że para nie miała rękawiczek ochronnych, a Rosalind raczej nie brała sobie do serca zaleceń władz.
Myślicie, że aktor mimo wszystko opowie nam wkrótce o swoich zmaganiach z chorobą?