Nie da się ukryć, że w momencie, w którym Donald Trump objął rządy nad Stanami Zjednoczonymi, Ameryka podzieliła się na dwa obozy. Mimo że miliarder został okrzyknięty "najbardziej znienawidzonym prezydentem w historii USA", jego żonie Melanii z czasem udało się podreperować nadszarpnięty wizerunek i przekonać do siebie wyborców. Do czasu...
We wtorek 26 listopada Melania Trump udała się do Baltimore, by uczestniczyć w spotkaniu z tamtejszą młodzieżą. Wydarzenie, które zostało zorganizowane na University of Maryland, dotyczyło między innymi głośnej w ostatnim czasie kwestii "kryzysu opioidowego". Słowenka zgodziła się wygłosić przemówienie o szkodliwości narkotyków, które wywołało reakcję znacznie różniącą się od tej, jakiej się spodziewała.
"Dziękuję wszystkim studentom, którzy tu są. Jestem z was dumna za odwagę, że podzieliliście się własnymi historiami dotyczącymi tego, w jaki sposób kryzys opioidowy was dotknął" – powiedziała. "Jeżeli zmagacie się z uzależnieniem, zachęcam was, abyście zwrócili się po wsparcie – bez względu na to, czy będzie to nauczyciel, rodzic, przyjaciel, dziadek, trener czy pastor. Porozmawiaj z dorosłym, któremu ufasz. Nigdy nie jest za późno, aby poprosić o pomoc."
Słowa pierwszej damy wywołały falę gwizdów i buczenie, przez które 49-latce trudno było dokończyć krótką przemowę. Media zza oceanu zauważyły, że był to pierwszy raz, kiedy Trump została wygwizdana, gdy uczestniczyła w wydarzeniu bez męża u boku.
Jednym z głównych powodów zachowania studentów niewątpliwie był tweet Donalda, w którym prezydent nazwał jeden z regionów Baltimore "bałaganem, gdzie roi się od szczurów i gryzoni", w którym "żadna istota ludzka nie chciałaby żyć".
W wywiadzie udzielonym dla CNN zapytana o wtorkową sytuację Melania stwierdziła tylko, że* "żyjemy w demokracji i każdy ma prawo do swojej opinii".*