Najnowszy program TVN-u "Mask Singer" jest owiany wyjątkowo tajemniczą aurą. Osoby pracujące przy jego produkcji musiały podpisać umowy o poufności, a za ich złamanie kary zaczynają się od 50 tysięcy złotych. Ukrywanie uczestników odbywa się przy pomocy specjalnym masek oraz luźnych strojów, w których bohaterowie programu są eskortowani do garderoby.
O paradoksach pojawiających się podczas realizacji programu opowiedział jego prowadzący, Michał Meyer. Choć powinien znać wszystkie szczegóły formatu, to wielu rzeczy musi się domyślać. W rozmowie z Pudelkiem przyznał, że debiutując w roli prowadzącego czuje się dość dziwnie, kiedy nie może odezwać się do uczestnika na scenie.
Jesteśmy po kilku demaskacjach i nie poznałem mojego kolegi. Jest trudno. Dziwnie mi stać koło stworów, które nie mogą się do mnie odezwać. Uczestnicy i menegerowie chodzą w bluzach z napisem: "Nie mów do mnie". Mam paradoksalne zdanie. Jestem prowadzącym, muszę znać program, a nic mi nie mówią. Nie mogę nigdzie wejść i zaglądać.
Dietetycy niszczą rady celebrytek, a Lidia Kopania swoją karierę