Michał Olszański był wieloletnim współpracownikiem TVP, co wielu mu wytykało, gdy w telewizji publicznej rządy objął Jacek Kurski. Na antenie prowadził "Magazyn Ekspresu Reporterów", a także gościł w śniadaniowym paśmie stacji, gdzie witał widzów o porankach m.in. u boku Anny Popek czy Moniki Richardson (wówczas Zamachowskiej). Było więc ogromnym zaskoczeniem, gdy w sierpniu 2020 roku nagle odsunięto go od obowiązków.
Przypomnijmy: Michał Olszański ODSUNIĘTY od prowadzenia "Magazynu Ekspresu Reporterów"! "Po 21 latach czas ROZSTANIA Z TVP"
Michał Olszański wprost o pracy w TVP. Wspomniał o Annie Popek
Dziś, na ponad trzy lata od zwolnienia z telewizji, Olszański zgodził się udzielić wywiadu redakcji Plejady. Mężczyzna nie kryje przy tym żalu do osób, które zrujnowały prestiż TVP i Polskiego Radia. Największy żal ma do Krzysztofa Czabańskiego, przewodniczącego Rady Mediów Narodowych, którego poprosił o wsparcie. Ten, jak wspomina Olszański, miał okazać się politrukiem.
Zaczęto przekazywać propagandowe treści, które z rzeczywistością niewiele miały wspólnego. A wszystko to w myśl zasady, którą kieruje się każda autorytarna władza: kłamstwo powtórzone sto razy staje się prawdą. Jaki jest tego skutek? Dziś ci, którzy przez ostatnich osiem lat byli pod silnym wpływem mediów publicznych, przypominają sektę - mówi wprost.
Dziennikarz wspomniał też o Annie Popek, która twierdziła kiedyś, jakoby ona i Olszański "mieli inne temperamenty" i "zawsze troszkę na nią krzyczał". Teraz mówi wprost, że słowa byłej koleżanki go zabolały, ale nie mieli okazji tego wyjaśnić, bo nie mają ze sobą kontaktu. Ciekawa jest natomiast historia pewnego zdjęcia, które powstało, gdy na Woronicza pojawił się Jacek Kurski.
Wiedziałem, że Anka będzie starała się odnaleźć w nowym układzie i zachować swoją pozycję w TVP - mówi Olszański. Nie przypuszczałem jednak, że posunie się tak daleko. To, że tak ochoczo pozowała do zdjęć obok Kurskiego, pani Holeckiej i złapanego przypadkiem Przemka Babiarza, było dla mnie jednoznaczną deklaracją. (...) Anka Popek specjalnie przyjechała wtedy na Woronicza. Nie było to z jej strony spontaniczne. Przygotowała się do tego, o czym świadczy, chociażby to, jak olśniewająco wyglądała.
Sam Olszański twierdzi, że próbowano go w to wmanewrować, ale wymigał się od konieczności pozowania do wspólnej fotografii z ówczesnym prezesem. O Holeckiej nie ma zresztą dobrego zdania do dziś, podobnie jak o kilku innych osobach z TVP.
Jestem przekonany, że Magdalena Ogórek, Michał Rachoń czy Danuta Holecka podjęli takie, a nie inne decyzje, chcąc zapewnić sobie duży komfort życiowy. Byli w pełni świadomi, że oddają przyzwoitość i profesjonalizm za srebrniki. Uważam, że nie można ich nazywać dziennikarzami. Oni przez ostatnie lata służyli interesom określonej partii. I dla takich ludzi nie powinno być miejsca w mediach publicznych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Olszański i Richardson rozmawiali z Kaczyńskim w śniadaniówce. Fatalnie to wspomina
Jeszcze innym wątkiem, który padł we wspomnianym wywiadzie, jest rozmowa Olszańskiego i Moniki Richardson z Jarosławem Kaczyńskim. Dziennikarz wprost mówi, że po tej dość oczywistej próbie ocieplenia wizerunku prezesa miał problem, żeby spojrzeć sobie w oczy w lustrze. Do rozmowy z politykiem zaangażowano specjalnie właśnie ich, a zakres tematyczny, który mogli poruszyć, był podobno dość wąski.
Szczerze przyznam, że wtedy miałem problem z tym, by spojrzeć na siebie w lustrze - zapewnia. Nikt nie układał nam pytań, ale dość wyraźnie nakreślono obszary tematyczne, które możemy poruszyć. Jasne okazało się, że chodzi wyłącznie o ocieplenie wizerunku Kaczyńskiego. Miałem poczucie dużego dyskomfortu. Z każdą minutą tego wywiadu coraz bardziej byłem przekonany o tym, że popełniłem błąd. Zrozumiałem, że zostałem wsadzony na minę i znalazłem się w sytuacji bez wyjścia. Dość szybko usłyszałem w "uchu", że nie mogę mieć takiej miny - że źle wyglądam. A ja zupełnie nad tym nie panowałem.
Na koniec rozmowy Olszański myślał nawet o sprytnym wpleceniu do rozmowy wątku filmu braci Sekielskich o pedofilii w Kościele, ale ostatecznie się na to nie zdecydował, czego potem ponoć bardzo żałował. Miał bowiem poczucie, że było to ewidentne sianie propagandy, do której został zaangażowany i nie zrobił nic, żeby się postawić.
To był największy zawodowy błąd w mojej karierze dziennikarskiej - podsumowuje. Czułem pewien rodzaj pustki. Z każdą chwilą coraz bardziej docierało do mnie, że zrobiłem coś nie tak. I że nie da się tego obronić. (...) Sporo mnie to wszystko kosztowało. Pierwsze dni po tym wywiadzie były dla mnie trudne. Pogrążyłem się w próbie odnalezienia poczucia własnej wartości. Miałem świadomość, że chwilę to potrwa. Bardzo pomogła mi wtedy moja żona Magda.
Doceniacie taką szczerość?