Trudno wyobrazić sobie, na jakim etapie znajdowałby się obecnie rozwój polskiego show biznesu, gdyby na początku obecnego wieku Michał i Marta Wiśniewscy nie zaprosili kamer do swojego życia. Polacy znali już, co prawda, Big Brothera, jednak Jestem jaki jestem wprowadziło zupełnie nową jakość w telewizji. Po raz pierwszy nadwiślańscy widzowie mogli bowiem przyjrzeć się codzienności osób, o których mówiło się w całym kraju. W dobie Instagrama taki ekshibicjonizm nikogo już nie dziwi, ale wówczas była to prawdziwa, społeczna rewolucja.
Temat kontrowersyjnego show wrócił na tapet przy okazji najnowszego odcinka audycji Dawno temu w telewizji, w ramach której Kamil Bałuk wspomina zakurzone perełki, które bawiły nas przez ostatnie dziesięciolecia. Gościem wtorkowego odcinka był właśnie Michał Wiśniewski, który z perspektywy czasu (już prawie 20 lat), mógł szczerze wypowiedzieć się na temat przygody z TVN.
Na show zdecydowałem się dla pieniędzy - zawsze mówiłem to szczerze. To było ponad milion dolarów. Podnieść milion dolarów - nie ma takiego człowieka, który by nie podniósł. Chyba, że byłyby to rzeczy typu: Frytka, wanna, ale to nie były rzeczy w naszym stylu. My się na takie rzeczy nie godziliśmy. Powstał czasem dziwny, ale prawdziwy obraz. Mamy zamiar z Mandaryną zresztą usiąść teraz i obejrzeć te odcinki, i przypomnieć sobie, i pokomentować - zapowiada świetnie dogadany ze swoimi eks Wiśniewski.
Wokalista zapewnia, że w przeciwieństwie do klasyki gatunku reality tv wydarzenia w jego programie działy się zazwyczaj spontanicznie i nie maczali w nich palców scenarzyści.
Większość z tych sytuacji w programie nie była aranżowana, ale ja byłem w ciągłej trasie. Gdy nagrywano "Jestem jaki jestem" była promocja Eurowizji, w związku z czym mniej graliśmy koncertów, chociaż są piękne zdjęcia np. z Nowego Jorku. Ale musieliśmy trochę poprzebywać w tym domu, żeby mieli co kręcić. To nie był też nasz dom. To był dom obok świętej pamięci Tadzia Nalepy w Józefowie.
W trakcie emisji programu wielu widzów zarzucało Michałowi i Mandarynie, że w ogóle nie poświęcają czasu swojemu małemu synkowi. Krytyka nie umknęła uwadze głównego bohatera paradokumentu.
To nie było jak w "Big Brotherze", kamery nie były poukrywane za lustrami. To był zwykły dom, bo w naszym mieszkaniu realizacja tego nie byłaby możliwa. Też Xavier był już na świecie. Co ciekawe, w programie jest pokazane, jakbyśmy w ogóle dla tego dziecka nie mieli czasu, są takie fragmenty. Jak teraz patrzymy na to, tak się dziwimy czasem, że wyszliśmy na niezłych buców, bo pani Gienia (niania - przyp. red.) tylko chodzi. Ale Kowalski nie był przyzwyczajony, że jakaś niania jest i opiekuje się dzieckiem. My realizowaliśmy życie zawodowe i mieliśmy czas dla dziecka. Problem w tym, że dla telewizji to nie było interesujące, jak siedzimy z dzieckiem i się bawimy.
Przystanie na warunki stacji okazało się jednak całkiem opłacalne. Na fali gigantycznej popularności Wiśnia nie mógł narzekać na brak funduszy. Wręcz przeciwnie.
W okresie do 2005 roku zarobiłem blisko 40 milionów złotych - przyznaje bez bicia w rozmowie z Newonce.radio.
Wszystko, co dobre, kiedyś jednak musi się skończyć. I tak też współpraca Michała z TVN-em nie mogła trwać wiecznie.
Rozstaliśmy się, bo pomysł na drugą edycję był pomysłem nie do końca moim. (…) Pojawił się tam pomysł rozmów z gośćmi specjalnymi, którzy według założenia stacji mieli coś przeciwko Michałowi Wiśniewskiemu, np. z Andrzejem Lepperem. Oni wysnuwali jakąś teorię o Michale, najczęściej nieprzyjazną, w związku czym ja stawałem z nimi do rozmowy. (...) Wyszło bardzo niefajnie. Ja to zrobiłem, ale to się kłóciło z moim światopoglądem. Do tej pory jest mi przykro, że w rozmowie z panią Hanią Bakułą wręczyłem jej prezerwatywę. Stacja mnie nakręcała. Trzeciej edycji już nie zrobiliśmy. Nie chciałem już być kojarzony z tym, żeby tych ludzi dewaluować.
Choć Michał sam przyznaje, że nie podobało mu się, w jakim kierunku skręcił program sygnowany jego nazwiskiem, to i tak stwierdza, że wiele dzięki niemu osiągnął. Zdaniem wokalisty, promowany w międzyczasie utwór Ich Troje poświęcony "wolności bez granic", zmotywował Polaków do podjęcia decyzji o wstąpieniu w szeregi Unii Europejskiej.
W trakcie Eurowizji byliśmy przed referendum o wejście do UE. Po cichutku wszyscy mieli nadzieję, że jeśli my wyjdziemy z "Keine Grenzen", to przekona niezdecydowanych. I myślę, że trochę się do tej dobrej frekwencji przyczyniliśmy - wspomina z dumą Michał.
A wy jak wspominacie seanse Jestem jaki jestem? Kręci się łezka w oku?