17 lat temu Michał Wiśniewski i Marta "Mandaryna" Mandrykiewicz wzięli ślub na biegunie północnym, a dokładniej rzecz biorąc, 145 km od niego, w Kirunie. Uroczystość transmitowano w programie Jestem, jaki jestem, a waga ceremonii była niebagatelna - do dzisiaj ślub Wiśniewskiego to jeden z kamieni milowych polskiego show biznesu.
Faktycznie, Michał zadbał wtedy o to, by o jego ożenku mówiła cała Polska: nie dość, że ślub transmitowano w telewizji, to ceremonię poprzedziły setki artykułów, w których Mandaryna pokazywała falbaniaste kreacje i kozaki z czubem. Okazuje się, że dzisiaj Michał wspomina wszystko z łezką w oku. Chociaż ma już piątą żonę, to ślub z drugą nazywa "wielkim przeżyciem".
To były zupełnie inne czasy. Byłem 17 lat młodszy, miałem wielką fantazję. Chcieliśmy imponować, robić wielkie show. Było to ogromne przeżycie. Generalnie wspominamy to oboje z Martą bardzo dobrze. To był bardzo fajny czas, dzięki niemu mamy wspaniałą dwójkę dzieci, które niezwykle kochamy - zapewnia w Fakcie.
Michał i Mandaryna nie czują już do siebie urazy, chociaż wkrótce po ślubie "lodowa bajka" zaczęła się kruszyć. Ostatecznie rozwiedli się w 2006 roku.
Marta wróciła niedawno do Ich Troje. Żadne z nas tego ślubu nie żałuje. Wręcz przeciwnie. Ten ślub był jak z bajki i to prawda, że po latach miło popatrzeć na zdjęcia z niego. Fani to lubią - podsumowuje Wiśniewski.
Może całe szczęście, że przy żonie numer pięć Michał stał się taki ostrożny w epatowaniu prywatnością. Kto wie, ile potrwa najnowsze małżeństwo Wiśniewskiego...