Kate Middleton i książę William już od lat bez mrugnięcia okiem wypełniają wszystkie obowiązki wobec królowej. Jedną z powinności pary są zagraniczne wizyty, w ramach których nawiązują pożyteczne kontakty i reprezentują monarchinię w świecie. Swego czasu Cambridge'owie gościli nawet w Polsce, czym ekscytowały się rodzime media.
Choć Polacy uznawali wizytę Kate Middleton i księcia Williama w naszym kraju za zaszczyt, to nie wszyscy myślą o ich działalności w ten sposób. Okazuje się, że zupełnie inaczej odnoszą się do sprawy mieszkańcy Belize, niewielkiego państwa nad Morzem Karaibskim graniczącego z Meksykiem i Gwatemalą. Mowa konkretnie o wsi Indian Creek, gdzie Cambridge'owie mieli się wkrótce pojawić. Niestety wygląda na to, że do wizyty pary nie dojdzie, a wszystko przez protesty mieszkańców.
Zobacz też: Rozbawiona Kate Middleton integruje się z kózkami w ramach wizyty na walijskiej farmie (ZDJĘCIA)
Jak donosi Daily Mail, który opublikował zdjęcia z lokalnych protestów przeciwko wizycie royalsów, Kate i William musieli się wycofać z planów odwiedzenia Belize. Para miała się pojawić na miejscu i złożyć wizytę na jednej z farm, gdzie jest prowadzona plantacja kakao. Pałac potwierdził jednak, że plany są już nieaktualne i niechęć mieszkańców zwyciężyła nad chęcią budowania PR-u przez królewską parę.
Williamie, wynocha z naszej ziemi - brzmiał jeden z transparentów, które trzymano podczas protestów. Samą wizytę określono jako "policzek" i objaw kolonializmu.
Skąd taka niechęć mieszkańców Belize do royalsów? Okazuje się, że od lat trwa ich konflikt z fundacją Flora and Fauna International, której William jest twarzą od 2020 roku. Charytatywne przedsięwzięcie rości sobie prawa do 12 tysięcy akrów ziemi na terenie Belize, którą nazywa "własnością prywatną". Mieszkańcy określają to z kolei mianem współczesnego kolonializmu i nie chcą mieć z Williamem i jego żoną nic wspólnego.
Co więcej, wspomniany portal donosi, że Cambridge'owie mieli wylądować w Belize na lokalnym boisku piłkarskim i to bez wcześniejszych konsultacji czy prośby o pozwolenie. Jak twierdzą Sebastian i Dionisio Shol, mieszkańcy dali royalsom jasny sygnał i nie zamierzają dokładać cegiełki do ich krystalicznego wizerunku.
Nie chcemy ich na naszej ziemi, taki jest przekaz. Mogą lądować, gdzie chcą, ale nie u nas - mówi pierwszy, a drugi dodaje: Organizator chciał użyczyć naszego boiska i sprosić do nas ludzi, żeby to wszystko dobrze wyglądało. Jak dowiedzieliśmy się, że to książę William chce się tu zjawić, ludzie się wściekli. Darzymy ich szacunkiem, ale oni też muszą nas nim darzyć. Nasi zarządcy wyraźnie nie dogadują się z ich ludźmi.
Ostatecznie policja chciała odmówić mieszkańcom prawa do protestu w trakcie wizyty Williama i Kate w wiosce, więc postanowili zorganizować manifestację na dzień przed ich przyjazdem. Koniec końców to mieszkańcy wygrali, a royalsi nie pojawią się w Indian Creek.