Kilka dni temu wszystkich wiernych fanów bijącego rekordy popularności serialu "Ojciec Mateusz" spiorunowała wiadomość, jakoby tytułowego bohatera miał zastąpić znany amant polskiego kina, Mikołaj Roznerski.
Plotki o rezygnacji z roli przez Artura Żmijewskiego, który wciela się w "ikonicznego" duchownego od 11 lat, pojawiły się w mediach już w maju zeszłego roku. Mówiło się wtedy, że 53-letni aktor dosyć zdążył zmęczyć się odgrywaniem księdza z Sandomierza, którego przygody cyklicznie przyciągają przed telewizory średnio trzy i pół miliona widzów.
Śpieszymy uspokoić wszystkich wielbicieli Żmijewskiego w roli ojca Mateusza: ksiądz Walery - bo tak ma mieć na imię bohater grany przez Roznerskiego - ma zastępować Mateusza na stanowisku proboszcza jedynie podczas nieobecności duchownego w mieście. Bohater grany przez Artura ma w tym czasie wyjechać na rekolekcje do Krakowa.
W rozmowie z Plejadą Mikołaj potwierdził, że dostał angaż w serialu "Ojciec Mateusz", zaznaczając przy tym, że pojawi się tylko w jednym odcinku.
"Człowiek wyjeżdża na chwilę z kraju, a tu się okazuje w mediach, że wraca i zastępuje Ojca Mateusza" - powiedział Roznerski. "Dementuję: nie zastępuję Artura Żmijewskiego w roli Ojca Mateusza. Ojciec Mateusz jest tylko jeden. Ja gram w jednym odcinku. Pojawię się na chwilę w Sandomierzu i bardzo się z tego cieszę"
Słowa 36-latka sprostowała jeszcze jego menadżerka, podkreślając, że aktora zobaczymy nie w jednym, lecz w dwóch odcinkach "Ojca Mateusza".
"Prawdą jest, że zagrał w dwóch odcinkach i to wszystko" - wyznała. "Nie mamy planów na przyszłość związanych z tym tytułem"