Kilka miesięcy temu Ewa Minge wydała swoją autobiografię. Opowiada w niej o związkach, stracie dziecka i śmierci matki. O tym ostatnim postanowiła też opowiedzieć w telewizji.
- Mama sobie zaprojektowała śmierć wiele lat wcześniej. Zawsze mówiła: pamiętaj, nigdy mnie nie pochowaj w koronkowej, czarnej garsonce. Ma być na wypasie. Mówiła też, że jak dowie się, że ma raka, to popełni samobójstwo - wyznaje Minge.
Projektantka ukrywała więc przed matką, w jak poważnym jest stanie. Najgorszym momentem, a zarazem najpiękniejszym momentem w moim życiu, to było umieranie mamy przez sześć dni i sześć nocy na moich rękach. Jak zrzuciła to swoje zycie na moje ręce. To było strasznie tragiczne, ale zarazem tak nieprawdopodobnie piękne w swoim mistycznym wydźwięku. Kiedy umarła, byłyśmy same. Wiedziałam, że ona to zrobi, kiedy tato poszedł z psem na spacer. Nie mogłyśmy się pożegnać, bo przez trzy ostatnie dni była maszyną. Po dwóch miesiącach przyszła straszna, dwuletnia żałoba. Byłam na antydepresantach, nie byłam w stanie zrozumieć, że nie ma mojego przyjaciela. Już prawie sześć lat po jej śmierci mam jej numer w telefonie. Te dwa lata były najgorszymi latami w moim życiu.
_
_
_
_
_
_
Źródło: Bagaż osobisty/TTV/x-news