Jakub Lewandowski, jako przewodniczący Rady Dzieci i Młodzieży RP przy Ministrze Edukacji i Nauki, został wezwany przez Przemysława Czarnka na dywanik. Stało się to po tym, jak w pierwszy dzień nowego roku szkolnego chłopak napisał, że "polska szkoła stała się szczujnią na indywidualizm i różnorodność" i nie ma jego zgody na "protekcjonalne podejście do kobiet".
O przebieg spotkania aktywistę zapytał serwis "naTemat".
Powoli dochodzę do siebie. Było emocjonująco, pan minister spóźnił się 20 minut. Okazało się, że jest strasznie dominujący w rozmowie i trudno mu cokolwiek powiedzieć - relacjonuje Jakub Lewandowski.
Lewandowski liczył, że będzie miał szansę wpłynąć jakoś na ministra edukacji. Do spotkania przygotował się solidnie.
W rękach mam historię wielu młodych ludzi, dla których szkoła nie okazała się przyjaznym miejscem. Słowa mają moc, a jego dziesiątki wykluczających ludzi wypowiedzi realnie wpływają na życiem wielu uczniów, o których powinien dbać - pisał tuż przed wejściem na umówione spotkanie.
Jednak Czarnka obchodziło tylko to, co padło publicznie wcześniej. Jak wynika z relacji Lewandowskiego, minister zupełnie nie był zainteresowany jego poglądami, a jedynie tym, co sam mu miał do powiedzenia. Podczas ich wspólnej rozmowy na stole leżała decyzja w sprawie przyszłości Przewodniczącego Rady Dzieci i Młodzieży przy Ministrze Nauki i Edukacji. Ale Czarnek nie powiedział mu prosto w oczy, czego może się spodziewać.
Czytaj także: Moda na "bycie damą" - jak powinno wychowywać się dziewczynki? "Nie cofajmy się do średniowiecza"
Pan minister bardzo zdenerwował się medialnymi doniesieniami. Chciał żebym wytłumaczył się z tego, co powiedziałem na jego temat. Wyjaśniałem, o co mi chodziło, ale cały czas mi przerywał i przewracał to na swoją rzeczywistość – relacjonował "naTemat" Lewandowski.