Misheel Jargalsaikhan pojawiła się w rodzimym show biznesie jeszcze jako dziecko. Popularność zdobyła dzięki roli Zosi w "Rodzinie zastępczej", a po zakończeniu serialu długo szukała na siebie pomysłu. Po występach w "Celebrity Splash" i "Tańcu z gwiazdami" wypadła z medialnego obiegu, jednak zdarza jej się pojawiać na ściankach, a na Instagramie śledzi ją prawie 26 tysięcy osób.
Niedawno Misheel Jargalsaikhan udało się powrócić na szklany ekran za sprawą roli w reaktywacji "BrzydUli", co pomogło jej ponownie zainteresować sobą media. Teraz rozmowę zaproponowała jej redakcja "Vivy!", która postanowiła pochylić się nad poważnym problemem, jakim jest rasizm i brak tolerancji w Polsce.
W wywiadzie dla wspomnianego magazynu Misheel wyznała, że sama także padła ofiarą rasizmu po przeprowadzce do Polski. Niegdysiejsza aktorka pochodzi z Mongolii i przyjechała do naszego kraju jako mała dziewczynka, jednak rówieśnicy nie byli dla niej wyrozumiali. Co więcej, z problemem dyskryminacji spotykała się także jako dorosła kobieta.
W każdym kraju rasizm istnieje. Niejednokrotnie słyszałam: "Czing, czang, czong, portfel wsiąkł". Najgorsze jest to, że te słowa padały nie tylko z ust dzieci, ale też dorosłych - stwierdziła smutno, jednak nie żywi dziś o to urazy: [Nie mam żalu - przyp.red.] do tych dzieci, które za mną biegały i tak mówiły, ale od początku z tym walczyłam. (...) Na pytanie, czy jestem z Chin, mówiłam, zgodnie z prawdą, że nie. I pytałam, czy może wymienić trzy inne azjatyckie państwa. Wtedy zapadała cisza.
Jak twierdzi, nigdy nie chciała reagować agresją na podobne zaczepki, a wspomniane przejawy dyskryminacji traktuje jako braki w edukacji bądź zwykłą ignorancję.
Każdy z nas jest wyjątkowy, niezależnie od tego, jak wygląda i skąd pochodzi. Wydaje mi się, że brak akceptacji wobec różnorodności wynika z niewiedzy i braku doświadczenia. (...) Byłam dla nich egzotyczna. Może dlatego tak reagowały? - mówi i przyznaje, że teraz sytuacja wygląda zupełnie inaczej: To działo się na początku lat 90. Nie było internetu, telefonia komórkowa dopiero się rozkręcała, ludzie rzadziej wyjeżdżali. W Warszawie mieszkam od 14. roku życia i widzę, jak to miasto się zmienia, staje się bardziej kosmopolityczne.
Jargalsaikhan wskazuje też na swoją rolę w "Rodzinie zastępczej", która pomagała przełamywać szkodliwe stereotypy.
Wydaje mi się, że produkcji zależało, aby serial był nie tylko rozrywką, ale miał też walor edukacyjny. Zatrudniono mnie i Olę Szwed. Konkurowałyśmy o rolę Zosi, która w założeniu miała być niebieskooką, sepleniącą blondynką. Na początku byłyśmy dla widzów egzotyczne. Szybko jednak zyskałyśmy ich sympatię. Ludzie zaczęli patrzeć na moją bohaterkę przez pryzmat tego, jaki ma charakter, co robi, jak się zachowuje, a nie na to, skąd pochodzi i jak wygląda. Przestała być dla nich dziewczynką z Azji, a stała się po prostu Zosią - wyjaśnia.
Przy okazji dowiadujemy się, że Misheel doświadczyła też dyskryminacji ze względu na doświadczenie aktorskie. Wybrała studia medyczne, na których patrzono na nią z góry właśnie z tego powodu.
Na studiach kilku lekarzy dyskryminowało mnie, bo wcześniej byłam aktorką. Widocznie uważali, że aktor może być tylko aktorem, a lekarz tylko lekarzem - skwitowała.
Spodziewalibyście się, że aż tyle przeszła?