Pod koniec zeszłego Misiek Koterski raz na zawsze zmierzyć się ze swoimi kompleksami. W tym celu aktor udał się do Stambułu, miasta powszechnie uznawanego za "kolebkę klinik transplantacyjnych", gdzie poddał się zabiegowi przeszczepu włosów.
Po powrocie do kraju Koterski chwalił się, że przeszczep włosów wykonał mu jeden z najlepszych tureckich specjalistów. Tymczasem kilka tygodni po kuracji obiecanych efektów wciąż nie było widać. Misiek tłumaczył się wówczas, że najpierw włosy muszą wypaść, żeby później mogła "wykiełkować" bujna czupryna.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Od poddania się zabiegowi minęło już prawie 10 miesięcy. Jedna z klinik udostępniła na Youtubie wideo z wyprawy Koterskiego po nową fryzurę. Aktor wspomniał, że przeszczep włosów w Turcji kosztował trzy razy mniej niż w Polsce. Na wstępie przyznał, że miał pewne obawy, żeby wybrać się na zabieg do państwa islamskiego.
Mam takich kolegów, którzy państw, w których wyznawany jest Islam, unikają jak ognia. I nieważne dla nich, czy jest to bardziej "europejski" kraj czy skrajnie wyznający ten Islam - mówił.
Aktor przekonuje, że przeszczep włosów nie był jego pomysłem. Przerzedzająca się czupryna szczególnie mu nie przeszkadzała. Na podjęcie radykalnego kroku namówiła go ukochana Marcela.
Ja na to uwagi nie zwracałem, że jestem łysiejący, że gdzieś są prześwity czy coś, bo widzę się z przodu, a u mnie nic nie widać - mówił. Ale przy takim świetle filmowym czy teatralnym, albo na zdjęciach z imprez branżowych tak sobie patrzę i, kurde, mam takie placki i to rzeczywiście widoczne.
Tym, co najbardziej stresowało Koterskiego, był "śmieszny" efekt, który zdarzało mu się widzieć u mężczyzn po tego typu zabiegach. Szczególnie obawiał się o swoją linię włosów.
Jestem aktorem i potrzebuję naturalnego efektu. Ludzie cały czas patrzą, co robię. Jestem zestresowany - zwierzył się po angielsku lekarzowi odpowiedzialnemu za przeszczep.
Żeby zapewnić odpowiednią ilość meszków włosowych, lekarze muszą pewną ich liczbę pobrać z brody. To był dla Miśka kolejny powód do nerwów.
Boję się, że z tej brody jest to brane - przyznał. Marcelka mówi, ze gorzej już być nie może. Marcelka mówi, że wyglądam jak Baba jaga z tymi włosami.
Ostatecznie procedura przebiegła pomyślnie, a jej późniejsze rezultaty - jak zapewnił lekarz - miały być "wspaniałe". Specjalista szczegółowo opisał przed kamerą, jak wyglądał plan dla Michała.
Nie obniżyliśmy mu zbytnio linii czołowej - zaczął doktor. Nie chciał, aby zmiana tej naturalnej linii spowodowała zmianę kształtu jego twarzy. Narysowaliśmy linię czołową równoległą do jego własnych włosów, obniżając linię bardzo nieznacznie, a skoncentrowaliśmy się na wzmocnieniu całego tego obszaru. Wzmocniliśmy linię czołową. I zastosowaliśmy zabieg zagęszczenia, zachowując i chroniąc jego włosy, łącznie z koroną, metodą, którą nazywamy DHI. Dodaliśmy również trochę włosów na skroniach dla uzyskania bardziej eleganckiego, estetycznego wyglądu.
Następnego dnia Miśka czekała wizyta kontrolna z zabiegiem laserowym, który wspomaga gojenie. Koterski stwierdził, że poddawaniem się chirurgicznemu zagęszczaniu włosów sporo ryzykuje, bo jest osobą publiczną. Mimo to zaufał, że odpowiedzialny za zabieg doktor wiedział, co robi.
Paradoksalnie wykonuję zawód, gdzie każdy mój ruch jest oceniany i też mam lęk: "No kurde, jak to wyjdzie i co ludzie będą mówić". Chciałbym, żeby to wyszło naturalnie. I takie tu gwarancje dają, więc zobaczymy - stwierdził.
Z perspektywy czasu myślicie, że Misiek podjął słuszną decyzję?