Kiedyś Madonna uchodziła za prawdziwą maszynę do tworzenia hitów. Ikona muzyki przez wiele lat była prawdziwą wizjonerką na popowej scenie, wyprzedzając trendy, łamiąc tabu i - co za tym idzie - notorycznie budząc kontrowersje. Dziś, mimo desperackich prób, artystka nie potrafi powtórzyć sukcesu sprzed lat, a jej kolejne albumy przechodzą bez echa. Jedynym, co pozostało przebrzmiałej gwieździe, jest szokowanie przerobioną chirurgicznie aparycją.
Nie ulega wątpliwości, że fotki Madonny "nieco" różnią się od wizerunku artystki, który widujemy na zdjęciach paparazzi. 63-latka z uporem maniaka publikuje kolejne selfies z wygładzoną do granic możliwości twarzą i stara się udowodnić, że odwróciła proces starzenia. Zapewnia też z pełnym przekonaniem, że "będzie symbolem seksu aż do śmierci".
Piosenkarce nie można jednak odmówić podziwu godnego wigoru, z którym szaleje na kolejnych dzikich imprezach (a takie przynajmniej można odnieść wrażenie po dodawanym przez nią kontencie). Czwartkowa noc także upłynęła gwieździe na celebrowaniu w doborowym towarzystwie. Amerykanka zamieściła na swoim profilu serię zdjęć z londyńskiego przyjęcia, na którym dokazywała ze Stellą McCartney, Liv Tayler i Lilly Singh. Osobą towarzyszącą, którą słynna skandalistka przyprowadziła ze sobą na huczne party, był jej... 16-letni syn David. Celebrytka nie odmawiała sobie białego wina i cygaretek. Zamieszczona przez nią seria fotek tradycyjnie została poddana mocnemu retuszowi, niemal uniemożliwiającemu identyfikację "królowej popu".
Chcielibyście mieć taką imprezową mamę?