Od kilku dni media rozpisują się o Monice Kuszyńskiej i członkach grupy Varius Manx, którzy - zdaniem siostry piosenkarki - mieli dopuszczać się "znęcania psychicznego i molestowania".
Członkowie Varius Manx zdążyli już odnieść się do oskarżeń Marty Kuszyńskiej za pośrednictwem Facebooka. Na zabranie głosu zdecydowały się również pozostałe piosenkarki związane w przeszłości z zespołem: Katarzyna Stankiewicz, Anna Józefina Lubieniecka i Anita Lipnicka.
Milczenie przerwała w końcu sama Monika Kuszyńska. W piątek na kanale youtubowym Kuszyńskiej pojawiło się ponadgodzinne nagranie pod tytułem "Już się nie boję", w którym poruszona wokalistka odniosła się do stawianych przez Martę zarzutów. W rozmowie towarzyszyła jej siostra, która nagłośniła sprawę.
Nigdy nie jestem gotowa, ale czuję, że po prostu muszę wreszcie przewalczyć w sobie lęk, który mam i skoro zaczęłaś coś takiego, to trzeba się z tym mierzyć - zaczęła.
Trochę postawiłaś mnie przed faktem. Muszę się z tym zmierzyć. Może powiem, jak zareagowałam. Dostałam ataku paniki. To był sygnał, który dał mi do zrozumienia, jak silna to trauma we mnie. Jak bardzo boję się konfrontacji z przeszłością, z tymi ludźmi, ze wspomnieniami, z całą tą historią. Miałam nadzieję w ostatnich latach, że mam to za sobą. Ale zrozumiałam, że to było wyparcie.
Kuszyńska nie ukrywa, że współpraca z muzykami była dla niej wyjątkowo traumatyczna. W efekcie konieczna była terapia. 42-latka przyznała, że cierpi dziś na nerwicę lękową.
Dotarło to do mnie, że mam nerwicę lękową. Od pół roku jestem w terapii. (…) Ta sytuacja postawiła mnie przed faktem: muszę to z siebie wyrzucić. Inaczej tego nie zamknę - komentowała. Mam takie marzenie, żeby się przestać bać. I dopóki nie powiem tego głośno, nie przestanę się bać. Zawsze delikatnie o tym próbowałam opowiadać, żeby nikogo nie dotknąć. (…) Nie chciałam, żeby ktokolwiek ucierpiał. Dzisiaj wiem, że to ja ucierpiałam.
Winą za to obarcza byłych kolegów, którzy mieli sprawiać, że w zespole "działy się rzeczy nieprzyjemne i trudne". Głos w nagraniu zabrała też Marta Kuszyńska, która opisała, co spotykało ją ze strony muzyków:
To było podpisywanie płyty w Łodzi. Nagle podchodzę i chłopak z zespołu - wiedząc, że jestem twoją siostrą i widząc, że jestem niepełnoletnią, młodziutką dziewczyną – mówi do mnie niezwykle wulgarny, opresyjny tekst sugerujący jakieś doświadczenie seksualne. Ja nie znałam takich słów. (…) Chłopaki z zespołu siedzą i się śmieją mi prosto w twarz, przyklaskując mu w ten sposób. To moje pierwsze doświadczenie z tym zespołem. Późniejsze, niestety, przekraczały moją granicę fizyczności - wspomina.
Monika Kuszyńska wprost twierdzi, że to Robert Janson miał swoim zachowaniem narzucać, jaka będzie panowała atmosfera w zespole.
Ich język był bardzo wulgarny, seksistowski, agresywny. Można zapytać, jak ja się w tym odnajdywałam. Dlaczego nie reagowałam tak, jak powinnam? Dlatego, że byłam młodą dziewczyną, która weszła w struktury starszych ode mnie panów. Dziewczyna spełniająca swoje wielkie marzenie. (…) Na początku było bardzo milutko. Potem zrozumiałam, że działa tam taka zasada: albo jest milutko, albo jest cisza, foch, pasywna agresja. Największy wpływ na to miał lider zespołu - wyjawiła. Marta dodała natomiast, że Janson notorycznie pozwalał sobie na niestosowne żarty z podtekstem seksualnym.
Piosenkarka tłumaczy, że wówczas zamiatała wszystko pod dywan, bo wydawało jej się, że taka jest specyfika branży muzycznej i pracy w zespole. Monika twierdzi, że - podobnie jak ona - reszta składu również bała się kompozytora, dlatego nikt nie reagował na jego nadużycia.
Dzisiaj wiemy, że to nie jest normalne i dzisiaj dajemy sobie prawo, żeby to powiedzieć, bo te rzeczy zostały już zapisane prawnie, co jest dzisiaj znęcaniem i molestowaniem. To mocne słowa, które ludziom kojarzą się bardzo jednoznacznie - wyjaśniła.
Poruszające?