Monika Kuszyńska prawie 15 lat temu uczestniczyła w wypadku samochodowym, w wyniku którego straciła władzę w nogach. Do tragedii doszło z winy prowadzącego auto lidera Varius Manx, Roberta Jansona. Mężczyzna nie był doświadczonym kierowcą, a na drodze panowały niesprzyjające warunki pogodowe. Feralnego dnia muzyk stracił panowanie nad pojazdem, zjechał na lewy pas i wjechał w drzewo.
Zobacz: Monika Kuszyńska odwiedziła miejsce wypadku: "12 lat temu skończyło się tu moje pierwsze życie"
Mimo paraliżu wokalistka stara się wieść względnie normalne życie. Monika założyła rodzinę i dalej koncertuje. Nie oznacza to jednak, że na samym początku było jej lekko. W rozmowie z Agatą Młynarską Kuszyńska wróciła wspomnieniami do pierwszych chwil po wypadku, przyznając, że wówczas nie mogła pogodzić się z diagnozą, którą usłyszała od lekarzy:
Przez kilka miesięcy nie mogłam spojrzeć w lustro, czułam odrazę do siebie. To było straszne, jakby ktoś włożył mnie w inne ciało, którego nie akceptuję. Ale to dało mi siłę i poukładało moje wartości - wspomina w programie Agata się kręci.
Artystka zdradziła, że niełatwo było jej znosić współczucie wszystkich dookoła:
Dużo się mówi o litości. Miałam jedną taką sytuację na początku, kiedy zaczęłam wychodzić z domu. Byłam z moją siostrą i przyjaciółmi w restauracji. Wtedy jeszcze byłam zahukana, bałam się. To było wielkie wyjście, czułam, że wszyscy się gapią. To był problem w mojej głowie. Trafiliśmy na parę starszych ludzi i pan zwrócił się do mojej siostry ze współczuciem. On chciał dobrze: "My też taką mamy w domu". To mnie ukłuło - opowiada Kuszyńska.
Monika przyznaje, że z czasem pogodziła się ze swoją niepełnosprawnością. Twierdzi, że oparcie w rodzinie było kluczowe w zaakceptowaniu położenia, w którym się znalazła.