Zanim Monika Lewczuk pojawiła się w "The Voice of Poland", spełniała się jako modelka. W 2009 rroku wzięła udział w konkursie piękności, otrzymując tytuł I Wicemiss Polski, a dwa lata później została Miss Supranational. W 2014 roku zgłosiła się do programu TVP2 i zaśpiewała utwór Urszuli "Rysa na szkle".
Z całego jury odwrócił się tylko Marek Piekarczyk. Artystka nie mogła wybrać innego mentora. Jak sama przyznała, podczas castingów była bardzo zestresowana, a brak techniki sprawił, że jej wykon był daleki od ideału.
Ten występ był bardzo emocjonalny, ale też mój głos bardzo drżał. Nie miałam techniki, moje lekcje śpiewu polegały na tym, że śpiewałam najgłośniej, jak się da — wyznała w wywiadzie dla Kozaczka.
Monika Lewczuk wyjawia prawdę o "The Voice of Poland"
Monika Lewczuk nie zaszła w programie zbyt daleko. Piosenkarka odpadła na etapie bitew, ale zaraz po udziale w "The Voice of Poland" podpisała kontrakt z wytwórnią Universal Music Polska. W 2016 roku na rynku pojawił się jej pierwszy album "#1", który odniósł ogromny sukces i pokrył się złotem.
Od początku istnienia "The Voice of Poland" widzowie zastanawiają się, jak w rzeczywistości wygląda nagrywanie programu. Monika Lewczuk przyznała, że kulisy produkcji prezentują się całkiem inaczej niż emitowany materiał. Jej zdaniem kamery pokazują tylko poszczególne urywki, a nie to, co dzieje się naprawdę.
Mentorem piosenkarki był Marek Piekarczyk. Okazuje się jednak, że artystka praktycznie nie miała z nim kontaktu. W wywiadzie dość gorzko przyznała, że spotkania z Piekarczykiem trwały zaledwie kilka minut...
My nie mieliśmy z nim aż tak dużo kontaktu. Mamy z nim lekcje, a te lekcje trwały z 5 minut. Trzy rady, a czekania z godzinę i przynajmniej tak to wtedy wyglądało, i do momentu, kiedy ja byłam, czyli do bitew - powiedziała Monika Lewczuk.
Chcielibyście mieć takiego trenera?