Moniką Miller media zainteresowały się kilka la temu, gdy jej dziadek Leszek Miller pochwalił się zdjęciem wnuczki na Twitterze.
Na fali popularności dziewczyna zaczęła udzielać wywiadów, w których wyznała m.in., że prześladowano ją w szkole oraz że cierpiała na bulimię. W 2018 roku ojciec Moniki popełnił samobójstwo. Miller musiała sobie wtedy radzić nie tylko z żałobą, ale też z hejterami, którzy... śmiali się z jej dramatu.
Przypomnijmy: Hejterzy GROŻĄ Monice Miller i ŻYCZĄ JEJ ŚMIERCI! "Śmieją się z tego, co mnie spotkało"
Wszystko to doprowadziło Monikę na skraj wytrzymałości psychicznej. Dwa lata temu wyznała, że cierpi na szereg zaburzeń, m.in. zespół stresu pourazowego, depresję i nerwicę.
Jakby tego było mało, Monika zapadła na fibromialgię - rzadką chorobę reumatyczną tkanek miękkich. Schorzenie objawiało się m.in. bólem całego ciała oraz łysieniem. Celebrytka zdecydowała się na przeszczep włosów. Niedawno zdradziła, że operacja będzie kosztować 20 tysięcy złotych.
Monika jest już po operacji, która odbyła się we Wrocławiu. W rozmowie z portalem Co za tydzień opowiedziała, jak wyglądał zabieg.
Dają ci tabletkę, takiego "głupiego Jasia". Kiedy zaczynasz robić się "senno-otumaniony", robią nacinek w miejscu, z którego będą pobierać włosy do przeszczepu.
26-latka miała znieczulony cały tył głowy.
Przede wszystkim słyszysz to wszystko, bo to jest blisko uszu. Miałam wrażenie, że ktoś kroi chleb. Okropne to było - opisuje.
Po zabiegu Monikę bardzo bolała ją głowa, którą uciskał bandaż.
Siłę bólu, w dziesięciopunktowej skali, oceniam na dziesięć. Czułam, że eksplodują bandaże i wybuchnie mi głowa - mówi.
Lekarze uprzedzili celebrytkę, że teraz jej włosy wypadną i pojawią się strupki. Po 14 dniach będzie można zdjąć szwy, ale na efekt trzeba będzie poczekać około pół roku.