Monika Miller kilka lat temu zyskała popularność w mediach po tym, jak Leszek Miller opublikował zdjęcie swojej wnuczki na Twitterze. Korzystając z przypływu popularności, jak na rasową celebrytkę przystało, wystąpiła również w "Tańcu z Gwiazdami". Monika próbowała także swoich sił w aktorstwie - można ją było oglądać między innymi w "Gliniarzach". Nie zapomina jednak o swoich wiernych fanach i prężnie działa w mediach społecznościowych, pozostając w stałym kontakcie z obserwatorami.
Miller w grudniu zeszłego roku zaniepokoiła internautów kilkoma filmikami i zdjęciami ze szpitala. Wnuczka Leszka Millera po pobycie w placówce poinformowała fanów, że zmaga się z fibromialgią - chorobą reumatyczną tkanek miękkich. Schorzenie objawiało się między innymi chronicznym zmęczeniem i bólem całego ciała. Miało doprowadzić również do łysienia celebrytki, z którym postanowiła walczyć.
Monika zapowiedziała, że ma zamiar poddać się przeszczepowi włosów. Zabieg nie należał do najtańszych, bo Miller musiała wyciągnąć 20 tysięcy złotych, ale cały proces potraktowała jako swego rodzaju misję. Na kanapach "Dzień dobry TVN" mówiła bowiem, że o łysieniu należy mówić głośno.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Chcę o tym mówić głośno, bo do tej pory do tego zabiegu przyznawali się głównie mężczyźni. Wkurza mnie to, że wciąż jest w nas takie podejście, że mężczyźni mogą zrobić sobie przeszczep włosów, bo "są tacy biedni i łysieją", a kobiety nie, bo "to wstyd". Kobiety też łysieją i mają prawo temu zapobiegać - podkreślała w rozmowie.
Kilka miesięcy temu Monika przeszła zabieg, ale dopiero niedawno zdecydowała się krok po kroku opowiedzieć o całym procesie przeszczepiania włosów. Na swoim Tik Toku opublikowała kilka fotek z tego dnia i zrelacjonowała operację.
Metoda, którą wybrał mój lekarz, nazywa się FUT, i polega to na tym, że wycinają ci pasek skóry razem z cebulkami z tyłu głowy. Tak, zostaje potem blizna, ale jest niewidoczna, jeżeli lekarz wie, co robi - nie ma z tym żadnego problemu. Podczas całej operacji byłam przytomna. Na początku dostałam głupiego jasia, później zrobili mi zastrzyk wielką strzykawką z tyłu głowy. To była chyba jedyna nieprzyjemna rzecz i też to, że słyszałam, jak wycinają mi skórę, a potem wszystko zszywają - relacjonowała na Tik Toku.
Miller wytłumaczyła, że lekarze pobrali kawałek skóry razem z cebulkami, następnie pocięli go na małe kawałeczki i wyciągnęli pojedynczo cebulki. Monika wyjawiła również, że już trzy dni po powrocie do domu mogła zdjąć bandaż. Celebrytka zaprezentowała swoim fanom zdjęcia, na których można było zaobserwować wzrost włosów. Zaznaczyła przy tym, że zanim zaczęły rosnąć - najpierw musiały wszystkie wypaść, przez "szok, którego doznał jej organizm". Dopiero później włosy urosły po raz kolejny i już nie wypadły.
Włosy rosną, pomimo tego, że na pierwszy rzut oka nie widać takiej różnicy, to zdjęcia mówią same za siebie. Włosy są grube i bardzo dobrze widoczne. Prawie nie widać, że jestem po przeszczepie - przekonywała.
Miller zdecydowała się na zabieg w Polsce. Operacja odbyła się w szpitalu we Wrocławiu.