Nawet znani i lubiani, którzy często liczą na przywileje wynikające z ich gwiazdorskiego statusu, muszą tracić nerwy z powodu niewłaściwej w ich opinii obsługi klienta. Zazwyczaj upierają się przy swoim stanowisku, również wtedy, gdy wina ewidentnie leży po stronie kupującego. Ku ich srogiemu rozczarowaniu regulamin sklepu obejmuje też tych, których twarze regularnie widzimy na szklanym ekranie.
Niekiedy jednak roszczenia gwiazd wydają się w pełni uzasadnione. Monika Richardson w zeszłym roku odbyła lot, o którym z pewnością chciałaby już zapomnieć. Niestety, uniemożliwiają jej to trudności w rozwiązaniu konsumenckiego sporu. Wyraźnie poirytowana dziennikarka w końcu postanowiła upublicznić trwającą od wielu miesięcy dyskusję z pracownikami obsługi klienta jednej z tanich linii lotniczych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Monika Richardson oskarża przewoźnika o uszkodzenie bagażu
Dawna prowadząca "Pytanie na Śniadanie" w ubiegłym roku wyleciała na urlop do Hiszpanii. Z pewnością miło wspominałaby tę podróż, gdyby nie przykra sytuacja, jakiej doświadczyła w drodze powrotnej. Udostępniła na InstaStory zdjęcie wyraźnie zniszczonych butów.
Wiecie, co to jest? To są moje nowiutkie buty narciarskie po locie z Wizz Air z Barcelony w zeszłym roku. A wiecie, co się od tamtej pory wydarzyło w procesie reklamacyjnym z tą linią lotniczą? Nic - zaczęła serię relacji uderzających w popularnego przewoźnika.
Monika Richardson nie ukrywała wściekłości, kiedy otrzymała odpowiedź o konieczności posiadania oświadczenia potwierdzającego zniszczenie obuwia. Z nutką złośliwości przyznała, że "przecież nic nie widać na tych zdjęciach". Dziennikarka kontynuowała swoją internetową tyradę.
Nigdy w życiu żadna linia lotnicza nie zniszczyła mi w taki sposób bagażu. A teraz robią wszystko, żeby nie ponieść za to odpowiedzialności. Oszuści! - napisała, wysuwając poważne oskarżenia.
52-latka postanowiła wykorzystać swoje zasięgi, by ostrzec internautów przed korzystaniem z usług tego przewoźnika. Nie omieszkała przy tym oznaczyć jego profilu.
Oto linia lotnicza, która nie ma pojęcia, co to znaczy obsługa klienta. Na maile odpowiadają przypadkowe osoby, za pomocą kopiuj/wklej, co szef kazał. Dodzwonić się nie sposób. Wyjaśnień nikt nie słucha i nie czyta. Jeśli to możliwe, lećcie inną linią - zaapelowała.
Doświadczyliście kiedyś tego typu sytuacji?