Monika Richardson przed świętami Bożego Narodzenia wybrała się na narty do Andory. Zimowy wypad się udał, jednak samą podróż dziennikarka będzie miała na długo w pamięci. I nie będą to miłe wspomnienia.
Monika Richardson przeżyła koszmar na lotnisku
Monika Richardson wakacyjny koszmar opisała na Instagramie. Dziennikarka organizację pracy na lotnisku Chopina w Warszawie opisuje jako koszmar. Sytuacja była na tyle zła, że celebrytka zaczęła krzyczeć.
Niestety podróż w obie strony była koszmarem. Tak naprawdę problemem nie była tania linia lotnicza, którą lecieliśmy, a to, jak zarządzane jest lotnisko Chopina. Przed wylotem z Warszawy staliśmy w kurtkach i czapkach narciarskich w zamkniętym, nagrzanym do niemożliwości autobusie przez 20 minut. W końcu zaczęłam krzyczeć. Ale to pikuś - zaczęła celebrytka.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Monika Richardson nielegalnie odebrała zagubione narty
Po powrocie z wyczekanego urlopu na dziennikarkę czekała kolejna przykra niespodzianka. Jej sprzęt zginął, a gdy się odnalazł, musiała go odzyskać w niestandardowy sposób.
W drodze powrotnej zginęły narty moje i ok. 20 innych uczestników. Cóż, zdarza się. Była prawie druga w nocy, więc z kwitkami bagażowymi rozjechaliśmy się do domów. Koleżanka powiedziała mi dwa dni później, że podobno narty dotarły, ale musimy sami po nie jechać. Pojechałam. Zadzwoniłam z lotniska ze wskazanego telefonu, ktoś miał przynieść mi moje narty ze strefy wylotów. Nikt nie odebrał. Czekałam 20 minut, co chwilę dzwoniąc. W końcu ktoś odłożył słuchawkę. Weszłam więc całkowicie nielegalnie do strefy odbioru bagażu. Nikt nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi. Odebrałam narty - kontynuowała.
Monika Richardson jest niemile zaskoczona nie tylko organizacją pracy na warszawskim lotnisku, ale również nieprzestrzeganiem norm bezpieczeństwa.
Spytałam pięciu kobiet siedzących w biurze zagubionego bagażu, czy ich zdaniem wszystko odbyło się tak, jak powinno. Wzruszyły ramionami: "Robimy, co możemy" - powiedziała jedna z nich. I to zdanie idealnie podsumowuje metodę funkcjonowania lotniska Chopina w Warszawie. Pozostaje nadzieja, że w okresie świątecznym nikt nie zechce wejść do strefy odlotów tego lotniska w zgoła innym, niż ja, celu. No ale dlaczego miałby chcieć? W końcu wojna jest aż za granicą - podsumowała.
Spotkaliście się z podobną sytuacją?