W ostatnich miesiącach o Monice Zamachowskiej mówiło się głównie w związku z jej niespodziewanym zwolnieniem z Pytania na śniadanie. Choć dziennikarka nie ukrywała, że decyzja stacji była dla niej ciosem, zapewniła, że jeszcze nie wybiera się na emeryturę. W związku z tym 47-latka wciąż jest stałą bywalczynią branżowych imprez. Jakiś czas temu zaszczyciła swoją obecnością galę wręczenia nagród im. Zbyszka Cybulskiego, gdzie, jak przyznała, strasznie się wynudziła, a ostatnio udała się z ukochanym na randkę do opery, podczas której doszło do wstydliwego incydentu.
Okazuje się, że wizyta Zamachowskich na przedpremierowym pokazie Rigoletta w operze tak bardzo spodobała się dziennikarce, że chciałaby chodzić w tego typu miejsca zdecydowanie częściej. Niestety, nie jest to takie proste. W rozmowie z Faktem Monika zdradziła, że w tej sytuacji problemem nie są tylko szybko wyprzedające się bilety do opery, ale również jej mąż:
Chciałabym chodzić na randki do opery. Ale nie dość, że trudno dostać bilet, to trudno się z własnym mężem umówić, bo on nigdy nie może w godzinach wieczornych, gdy rozgrywa się opera. Jest wtedy pracy - narzeka dziennikarka, która sama ma obecnie z pewnością nieco więcej czasu od męża. Dużo łatwiej nam wybrać się na randkę do kina... - kontynuowała.
Ukochana Zbyszka dostrzega jednak pewne zalety seansów filmowych:
Gdybym poszła do opery, jakoś trzeba by było wyglądać. Musiałabym mieć suknię bez pleców, mąż musiałby mieć muchę. A w kinie nie ma tego niepotrzebnego spinania się. Tam możemy być wygodnie w jeansach - stwierdziła.
Myślicie, że Zamachowskim uda się częściej odwiedzać operę?