Rozwój mediów społecznościowych otworzył drogę do kariery osobom, które niegdyś raczej nie mogłyby liczyć na zdobycie szerokiej popularności. Najlepszym przykładem na wykorzystanie potęgi social mediów jest spektakularna kariera Kylie Jenner, która dzięki milionom oddanych followersów zdołała zbudować majątek warty blisko miliard dolarów.
Zobacz: Kylie Jenner wcale NIE JEST MILIARDERKĄ? "Prawdopodobnie podała fałszywe dane na temat swojej firmy"
Przypadki karier na miarę Kylie, Jeffree'ego Stara czy Jessiki Mercedes to jednak tylko kropla w morzu osób, które chciałyby związać swoją przyszłość z "pracą" w sieci. Walka o "lajki" i subskrybentów przybiera nawet czasem tragiczny w skutkach obrót.
Przypomnijmy: Ciężarna YouTuberka PRZYPADKIEM ZASTRZELIŁA swojego partnera! "Chcieli wypromować swój kanał"
Teraz równie głośno zrobiło się o pewnej amerykańskiej youtuberce. Myka Stauffer wolałaby chyba jednak zrezygnować z tej nagłej "popularności", bo zdobyła ją w sposób, który wywołał wśród internautów powszechne zdegustowanie i hejt.
Wszystko przez vloga, które Myka opublikowała na swoim kanale kilka dni temu. Na filmie blogerka i jej mąż przyznali, że zdecydowali się... zrezygnować z opieki nad chorym na autyzm 3-letnim synkiem, Huxleyem, którego stan okazał się "zbyt przytłaczający".
Po wielu konsultacjach, badaniach i spotkaniach ze specjalistami, uznaliśmy, że on potrzebuje innej, bardziej zaawansowanej opieki - tłumaczyła Myka. Nie pokazywaliśmy wam 99% trudnych sytuacji, jakie na co dzień napotykaliśmy przy opiece nad Huxleyem.
Tłumaczenia Myki i jej męża Jamesa nie spotkały się z przychylną reakcją internautów. Fani zarzucili parze, że wypromowali się na historii adoptowanego z Chin chłopczyka, na bieżąco relacjonując żmudny proces adopcji i aklimatyzowania się Huxleya w nowym domu.
Jak donosi Buzzfeed News, Stauffer opublikowała na swoim kanale kilkadziesiąt filmów, na których opisywała adopcję i dołączenie chłopca do rodziny. Pod wieloma z nich aktywnie zbierała fundusze na rehabilitację i "inne potrzeby" Huxleya, a we wszystkich umieszczała dobrze płatne reklamy.
Dzięki "adopcyjnemu dziennikowi", kanał Myki na YouTube i jej inne profile w mediach społecznościowych rozrosły się o kilkaset procent - dzisiaj śledzi ją tam w sumie prawie milion osób.
Informacja o oddaniu Huxleya innej rodzinie wywołała burzę wśród fanów Myki, którzy nie pozostawili na blogerce suchej nitki:
Jak tak można?! Dziecko to nie zwierzę, nie można go po prostu oddać, gdy zaczyna robić się pod górę!
Jestem zaszokowana i zniesmaczona. Wypromowaliście się na Huxleyu, a potem oddaliście go jak zużytą zabawkę!
Masz rację, że "tylko Bóg może was osądzać". On widzi nie tylko wasze dopieszczone filmiki i oświadczenia, ale i prawdziwe intencje, jakie stoją za oddaniem Huxleya - pisali internauci.
W obronie żony stanął James Stauffer, który próbował przekonać hejterów, że rodzina nie miała wyjścia. Mąż blogerki twierdzi, że chińska agencja adopcyjna ukryła przed nimi prawdziwą skalę problemów zdrowotnych Huxleya:
Nie zdajecie sobie nawet sprawy, ile siły i pracy włożyła Myka w opiekę nad małym. Niestety, międzynarodowe adopcje często kończą się odkryciem czegoś, czego nowi rodzice nie wiedzieli. Przed nami też ukryto fakt, że Huxley jest tak ciężko chory - tłumaczył James.
Staufferowie twierdzą, że mały Huxley trafił do opiekunów, którzy mają odpowiednią wiedzę i doświadczenie w opiece nad dziećmi o takich potrzebach. Myślicie, że 3-latkowi ta zmiana wyjdzie na dobre?