Mając już najwyraźniej po dziurki w nosie plotek na temat rzekomego lenistwa, które rozkwitło po związaniu się z Wojciechem Szczęsnym, Marina Łuczenko wróciła niedawno na dobre do pracy w show biznesie. Na antenie TVN możemy oglądać ją w kontynuacji 39 i pół, a na wszystkich najważniejszych platformach muzycznych zagościł jej nowiutki singiel News, na którym zresztą wspomniała o naszej pięknej, wieloletniej relacji.
Fanom, odzwyczajonym od jakiejkolwiek aktywności Mariny, trzeba jednak w jakiś sposób przypomnieć o jej niebywałych talentach, dlatego gwiazda korzysta z każdej możliwej okazji, aby wypromować swoją najnowszą twórczość. Takowa nadarzyła się w ostatni wtorek podczas meczu Polska-Słowenia. Marina przybyła na trybuny widowiska, aby dopingować z synkiem Liamem (NIE "LAJAMEM") męża Wojciecha. Zdając sobie jednak sprawę, że większość aparatów paparazzi będzie zwrócone na loże VIP, a nie na murawę, wokalistka postanowiła kuć żelazo póki gorące i przyodziała t-shirt z wydrukowanym wizerunkiem swojej osoby. Musimy przyznać, że to dość nietypowy strój kibica, jednak doceniamy innowacyjne zacięcie.
Przypomnijmy: Ewa Minge zachwyca się urodą Mariny Łuczenko: "Eteryczna romantyczka, krucha, delikatna"
Listopadowa aura nie sprzyja co prawda paradowaniu w krótkim rękawku, wokalistka była więc zmuszona narzucić na ramiona masywną, srebrną kurtkę Fendi, której cena wynosi skromne 15 tysięcy złotych. Niestety, ani droga odzież wierzchnia, ani nawet towarzystwo Liama nie było w stanie poprawić humoru Mariny, na której twarzy non stop panowało wyraźne naburmuszenie. Nawet w momentach chwilowego uśmiechu spojrzenie gwiazdy zdawało się sugerować wybitne znużenie. Wierzymy, że było to najpewniej spowodowane wiarą, jaką Marina pokłada w umiejętności swego męża. Jest ona tak przekonana o jego wprawie w blokowaniu strzałów do bramki, że zawczasu przewidziała już korzystny dla Polaków wynik meczu, stąd też rozgrywka nie przysporzyła jej jakichkolwiek emocji.