Kolejny już dzień polski internet wzburza się na każdą wzmiankę o liście beneficjentów Funduszu Wsparcia Kultury. Wśród wszelkiej maści instytucji znalazło się bowiem podejrzanie wiele znanych nazwisk, które bardziej niż z szeroko pojętą kulturą mają do czynienia z branżą rozrywkową i to niekoniecznie tych najwyższych lotów.
Dofinansowanie w wysokości 1,8 miliona złotych na swoje tajemnicze przedsięwzięcia mieli dostać np. bracia Golec. Po 500 tysięcy z hakiem miało powędrować także na konta zespołów discopolowych Weekend i Bayer Full, którego lider zapewnia, że pieniądze mogły przydać się przy leczeniu covidowych pacjentów siłą jego skocznej muzyki. O swoją część tortu z kasy podatników upomnieli się także m.in. Beata Kozidrak, Grzegorz Hyży oraz Agnieszka Chylińska.
Bodajże najczęściej poruszany jest jednak przypadek Kamila Bednarka do tej pory promującego się na sympatycznego i skromnego chłopaka z sąsiedztwa. Otóż na wsparcie "secret projectów" Kamila Ministerstwo Kultury było gotowe przeznaczyć okrąglutkie pół miliona złotych. Menadżer Bednarka - Mateusz Posyniak, miał zainkasować kolejne 660 tysięcy dla swojej firmy, która obsługuje tylko jednego klienta. Żeby było jeszcze ciekawiej, panowie są ze sobą spowinowaceni. Posyniak jest mężem siostry Kamila, czyli po prostu jego szwagrem.
Będąc ciekawi, na jakie to projekty kulturowe obrotna rodzina Bednarków zamierza przeznaczyć ponad milion złotych, postanowiliśmy skontaktować się z menadżerem Kamila. Niestety w odpowiedzi usłyszeliśmy jedynie, że jesteśmy "tępi", oraz że pan Posyniak "nie ma czasu na takie pierdoły".
Być może trafiliśmy po prostu na zły moment, bowiem jak się okazuje, menadżerowi Kamila Bednarka nie był w najlepszym nastroju już dzień wcześniej. W niedzielę Mateusz Posyniak postanowił usiąść do klawiatury komputera, na której wystukał wyjątkowo nieżyczliwe pozdrowienia dla całej branży muzycznej, która nie okazała wsparcia tak wybitnemu talentowi, jakim w jego mniemaniu jest z pewnością obdarzony jego szwagier. Treść postu wyraźnie obnaża fakt, że mężczyzna jest, delikatnie mówiąc, odklejony od rzeczywistości. Sytuację, w jakiej znalazł się jego szwagier/klient przyrównuje bowiem do wspierania polskich hodowców kwiatów i walki o prawa zwierząt, za którymi to inicjatywami gwiazdy licznie i ochoczo się opowiadały.
Koledzy z branży artystycznej! Gdzie jesteście, taka jakaś głucha cisza nastała?! Martwię się, czy aby dobrze się macie?! Jeszcze kilka dni temu martwiliście się każdą sztuką chryzantemy ciętej i jej tragicznym losem? Od nastu miesięcy postulujecie, walczycie, bronicie... Byliście z konstytucją, byliście z rolnikami, byliście ze służbą medyczną, górnikami, pracownikami biurowymi i też z tymi fizycznymi... pojawialiście się na wieńcach obrońców futra, obrońców wszystkiego i każdego. Dziki też Wam obce nie były... Jakże pokaźną empatią przepełnione były Wasze serca - wylicza rozczarowany menadżer Kamila Bednarka.
Przypomnijmy: Kamil Bednarek "tłumaczy się" z rządowych dotacji: "Uczciwie prowadzę firmę i NIE WYMIENIAM PIENIĘDZY pod stołem"
Następnie Mateusz Posyniak przechodzi do użalania się nad swoim klientem, na którego z lewa i prawa sypią się gromy krytyki.
Dzisiaj Wasz kolega z branży zbiera na klatę całe 400 milionów, które zdecydowało się Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego przekazać na fundusz wsparcia samorządom, instytucjom, firmom większym i tym jednoosobowym... Przecież tak bardzo chcieliście tego wsparcia i wołaliście o nie miesiącami, zakładając, chociażby, związki zawodowe. Czytam beneficjentów owego wsparcia i widzę, że dostaliście takie same pieniądze! W niektórych przypadkach są one większe, w niektórych mniejsze... Każdy, kto składał, to dostał, gratuluję!
Posyniak zapewnia, że przyznawana celebrytom kwota była wyliczana na podstawie uniwersalnego algorytmu i że każda niezainwestowana dalej złotówka musiałaby zostać zwrócona do Skarbu Państwa. Zauważa jednocześnie przy tym, że pobieranie dotacji na organizację wielkich imprez w trakcie pandemii zwyczajnie mija się z celem, ponieważ wielotysięczne koncerty i tak nie mają jak się odbyć.
Wiadomo Wam, że kwota wyliczana była odpowiednim algorytmem dostosowanym do różnicy obrotów firmy na przestrzeni kilkunastu miesięcy... Zapewne, każdy też z Was wie, na co i do kiedy trzeba je wydać i jak udokumentować wydatki. Wiecie doskonale, że większość tych pieniędzy wróci z powrotem, bo nie ma warunków do organizacji czegokolwiek w strefie kultury i rozrywki!
Wreszcie na sam koniec menadżer Kamila Bednarka obnażył swoje prawdziwe oblicze. Wykazując się iście chrześcijańskim miłosierdziem, wyznał, że nie gardzi milczącymi kolegami z branży, natomiast ma dla nich inny, zgoła znacznie bardziej wulgarny przekaz.
Boicie się, że hejt dopadnie i Was. Że część ludu zapluje Wasze ekrany komputerów i telefonów. Załóżcie pampersa i za rękę z dzieckiem polecam w ten piękny słoneczny dzień Pański iść do piaskownicy. Taki mam Wasz obraz i nie napiszę, że Wami gardzę, bo dostałbym w czyśćcu miejsce w tym samym rzędzie, ale będąc sobą i nie udając (tak jak Wy) kogoś, kim nie jestem przesyłam Wam siarczyste "CH*J WAM W D*PĘ!" - czytamy z niedowierzaniem na oficjalnym profilu Mateusza Posyniaka vel menadżera Kamila Bednarka.
Historia show biznesu zna wiele przypadków świadczących o tym, że zatrudnianie członka rodziny w roli menadżera jest zazwyczaj fatalnym pomysłem. Żaden z nich nie był chyba jednak tak tragiczny, jak ten.
Myślicie, że ze szwagrem u sterów Bednarek będzie w stanie zagrać w swojej karierze choćby jeszcze jeden koncert?