Jeszcze chwilę temu nikt nie mógłby nawet przypuszczać, że medialnym wydarzeniem roku okaże się impreza mało medialnego do tej pory biznesmena Pawła Marchewki. Wielkie pieniądze podobno lubią ciszę, ale miliarder zadbał o to, aby o świętowaniu jego 51. urodzin usłyszał każdy. Weekendowa celebracja odbyła się w Cannes, gdzie zjechała się absolutnie cała armia rodzimych gwiazd, gwiazdek i tych, którzy chcieli się ogrzać w blasku wszechobecnego bogactwa. Uzbrojone w drogie sukienki, efektowną biżuterię i nowe wypełniacze celebrytki sumiennie relacjonowały niemal każdą minutę imprezy w swoich social mediach, dzięki czemu również i polscy internauci mogli posmakować światowego życia, a w zasadzie jedynie liznąć go przez ekran swoich telefonów.
Wysiłek wynajętych do zabawy gwiazd nie poszedł na marne, bo urodziny Marchewki faktycznie odbiły się szerokim echem. Niestety dla samych zainteresowanych, czasy, w których bezwstydne epatowanie bogactwem komukolwiek imponowały, minęły - być może bezpowrotnie. Daleko nam wprawdzie do piewców egalitarności, ale i elitarność budzi coraz bardziej negatywne skojarzenia. Galopująca w ostatnich latach inflacja, rosnące w szokująco szybkim tempie koszty życia i coraz większy rozstrzał między tymi, którzy mają niewiele a mającymi wszystko, są niekoniecznie dobrym tłem dla show-biznesowych degrengolad. Świat rozrywki powinien być miłą i lekką odskocznią od codziennych problemów, a nie narzędziem bogaczy do tego, aby tym bogactwem dawać nam w twarz. Reakcje internautów nie pozostawiają wątpliwości: tego typu jarmarczne targowiska próżności już nikomu nie imponują i gdzieś obok uczucia zazdrości, które ta opaśle relacjonowana impreza miała w nas wywołać, zostawiają miejsce tylko na uśmiech politowania. Za rok, z okazji 52. urodzin Pawła Marchewki, włączymy sobie chyba "Igrzyska Śmierci", bo to przynajmniej jeszcze fikcja.
Z pewnością zaproszeniem do tak elitarnego grona nie pogardziłby Krzysztof Ziemiec, który mógłby wykorzystać urodziny Marchewki na znalezienie sponsora swojego nowego projektu. Skompromitowany dziennikarz potrzebuje bowiem gotówki na rozwój kanału na YouTube, gdzie chce publikować "treści najwyższej jakości", co wymaga - według jego wyliczeń - budżetu w wysokości 50 tysięcy złotych. Pupil poprzedniej władzy uruchomił nawet specjalną zbiórkę i zaprosił internautów do wsparcia tej wzniosłej inicjatywy, ale ci nie bardzo garną się do wyskakiwania z kasy. Póki co, choć od rozpoczęcia zbiórki minął już ponad tydzień, nie udało się osiągnąć nawet 10% wspomnianej kwoty. Warto tutaj przypomnieć, że związany przez ponad dwie dekady z TVP Ziemiec nie narzekał nigdy na zarobki. W 2017 "Gazeta Prawna" informowała, że mógł liczyć na pensję w wysokości około 30 tysięcy miesięcznie, co jego gorące prośby o wsparcie nowego biznesu czyni tylko jeszcze bardziej groteskowymi.
Jeden z czytelników Pudelka zaproponował nawet w komentarzu pod naszym artykułem o zbiórce, że będzie skłonny przelać te 50 tysięcy złotych, ale pod warunkiem, że Ziemiec stanie przed budynkiem Telewizji Publicznej całkiem nago z tabliczką obiecującą, że "nie będzie siał PiS-owskiej propagandy". Jak na kogoś, kto świetnie odnajdywał się w pro-rządowych przekazach i jeszcze ma czelność prosić o pieniądze w obliczu bezrobocia, to wstyd przed podjęciem takiego wyzwania nie powinien być paraliżujący…
Zostawiamy Polskę, ale nie wielkie pieniądze, bo tych z pewnością nie brakuje w Hollywood, gdzie swoją karierę powoli próbuje rozkręcić Nikodem Rozbicki. Przystojnemu aktorowi raczej daleko jeszcze do fortuny liczonej w milionach, ale podobno pierwszy krok to obracanie się w takich kręgach, gdzie tych sześć zer aż takiego wrażenia nie robi. Rozbicki, pomimo dość pokaźnego aktorskiego CV, w polskim mainstreamie funkcjonował głównie jako (już eks) chłopak Julii Wieniawy, co było może przyjemnym odwróceniem tradycyjnych ról, ale i dość krzywdzącą łatką. Wyjazd na aktorskie stypendium do Los Angeles zdaje mu się otwierać kolejne drzwi do kariery zagranicznej. 32-latek poinformował bowiem, że zakończył zdjęcia do amerykańskiej produkcji, a wśród dołączonych zdjęć można było wypatrzeć córkę Bruce’a Willisa i Demi Moore. Nie trzeba chyba dodawać, że jej obecność wzbudziła sporo emocji wśród internautów i uruchomiła lawinę plotek, że tych dwoje może łączyć coś więcej.
W ciągu ostatnich 20 lat obserwowaliśmy wiele mniej lub bardziej udanych prób podbicia Hollywood przez rodzimych aktorów, ale ostatecznie zawsze lądowali na okładce "Vivy!", a nie "Vanity Fair". Rozbicki ma talent i urodę, a do tego jest łakomym kąskiem dla portali plotkarskich z uwagi na swoje zamiłowanie do pięknych i znanych kobiet, więc istnieje szansa, że i amerykańskie media zwrócą na niego uwagę. Trzymamy kciuki - i za romanse, i za łaskawość montażysty jego pierwszego filmu, na którą nie mogli w przeszłości w Ameryce liczyć jego poprzednicy. W końcu w Hollywood wszystko jest możliwe…