W rodzimym show biznesie mamy grupę celebrytek, którym życie upływa właściwie na nieustających wakacjach. Jedną z najbardziej aktywnych globtroterek jest bez dwóch zdań Natalia Siwiec, która zainwestowała we własne cztery kąty w Tulum, gdzie wybywa przy każdej nadarzającej się okazji.
Okres przedświąteczny "obywatelka świata" postanowiła spędzić z mężem Mariuszem Raduszewskim w Nowym Jorku, gdzie zapewnili towarzyszącej im córce Mii całą moc atrakcji. W czwartek troskliwi rodzice zabrali 5-latkę do centrum rozrywki Slomoo Institute, gdzie dziewczynka mogła stworzyć zabawki z plastycznej masy, by następnie udać się na Manhattan, gdzie wybrali się na sztukę do Radio City Hall. Dzień pełen wrażeń naturalnie musiał zostać skrzętnie zrelacjonowany na obserwowanym przez 1,3 mln osób profilu "Miss Euro 2012".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wieczorem pobyt w Wielkim Jabłku miał dobiec końca i zgodnie z planem rodzinka miała przetransportować się na Jukatan. Na drodze stanęły im jednak korki, które uniemożliwiły dotarcie na lotnisko o czasie. Jadąc taksówką, cała w napięciu celebrytka chwyciła za telefon, by poskarżyć się na swój los fanom.
Wszystko super. Wygląda na to, że spóźnimy się na samolot do Cancun - oświadczyła Natalia. Czyli nie spędzimy Wigilii z naszymi przyjaciółmi w domu. Nie wiadomo, gdzie ją spędzimy. Nie wiadomo czy mamy wracać na Nowy Jork czy... nie wiem. Takie korki są, że masakra, jedziemy już godzinę dłużej.
Obawy celebrytki okazały się być słuszne. Gdy familia dotarła w końcu do portu lotniczego Johna F. Kennedy'ego, okazało się, że samolot do Cancun odleciał bez nich na pokładzie. Oznacza to, że Natalia, Mariusz i Mia są uziemieni w Nowym Jorku na święta Bożego Narodzenia. I o ile dla "zwykłego śmiertelnika" taki obrót spraw wiązałby się zapewne z ogromnym stresem (głównie ze względów ekonomicznych), Siwiec nie sprawiała wrażenia szczególnie przejętej kaprysem losu.
Uciekł nam samolot - oświadczyła Natalia. Wracamy na Manhattan. Zobaczymy, co dalej. Następny dostępny lot jest dopiero za pięć dni. Spędzamy więc święta w NY. Najważniejsze, że jesteśmy razem.
Co mamy zrobić? Tak się wydarzyło - ciągnęła. Moglibyśmy się bardzo zestresować, płakać i mieć super doła... Ale co mamy zrobić? Są rzeczy, na które nie mamy wpływu, więc musimy je zaakceptować. I to będą nasze najlepsze święta, co? - zwróciła się do córki, na co usłyszała odpowiedź twierdzącą. Będzie super, prawdziwie, zimno. (...) Tylko idzie jakiś huragan... Ty, Mia, to przyciągnęłaś chyba, bo ty tak chciałaś zobaczyć huragan po ostatnim oglądaniu filmów o poszukiwaczach tornad.
Też nie stracilibyście w takiej sytuacji pogody ducha?