Półtora roku temu Michał Figurski przeszedł groźny wylew, którego konsekwencją był częściowy paraliż i upośledzenie podstawowych czynności. Dziennikarz na oczach całej Polski zmagał się powrotem do sprawności, w czym pomagała mu głównie jego była żona, Odeta Moro:
W ostatnim czasie Figurski mocno zaangażował się w pomoc osobom, które tak jak on, przeszły wylew. Będąc gościem w Dzień Dobry TVN opowiedział o swoim "rozbudzeniu ciekawości" po spotkaniu z księdzem.
Otworzyłem oczy, zobaczyłem krzyżyk i mowię: no cześć. Do tej pory się nie poznaliśmy. Zacząłem się zastanawiać nad tym wszystkim, czy to jest ten moment, czy pójdę na tamtą stronę. Codziennie pukał ksiądz. W końcu powiedziałem, że chcę z nim porozmawiać. Rozmowa była dość kontrowersyjna, rozbudziła się we mnie pewną ciekawość, której wcześniej nie miałem. Mam szczęście mieć wspaniałych przyjaciół, którzy byli ze mnie od samego początku.
Wygląda na to, że Michał za wszelką cenę chce zrezygnować z wizerunku niegrzecznego dziennikarza. W rozmowie z Andrzejem Sołtysikiem i Anną Kalczyńską przyznał, że nie rozumie, skąd wzięła się łatka człowieka rozmiłowanego w wygodach. Przyznał, że w mediach wizerunek Figurskiego, który ciągle kogoś obraża sprzedawał się najlepiej.
Musisz się przeprogramować, bo cały twój system padł. Nie wiem skąd wzięła się łatka sybaryta. Zawsze żyłem spokojnie. Miałem łobuziarski tryb życia w pracy, ale zawsze byłem mops kanapowy. Zawsze byłem tatusiowaty i zawsze to lubiłem. Dobrze się sprzedawał Figurski, który kogoś obraził. Żyłem pod pręgieżem paparuchów, to się potem ma taka łatkę, ona mi bardzo przeszkadzała po wylewie.
Przypomnijmy, jak Michał Figurski unikał łatki łobuziaka?
Źródło: Dzień Dobry TVN/x-news