Dramatyczne poszukiwania Nayi Rivery zdominowały amerykańskie media w mijających dniach. Aktorka znana z roli Santany Lopez w hitowym serialu Glee tajemniczo zaginęła po tym, jak wypłynęła wraz z 4-letnim synem na jezioro Piru w Kalifornii. Po sześciu dniach poszukiwań służby ostatecznie odnalazły jej ciało. Miała zaledwie 33 lata.
Dziś wiemy już oficjalnie, że Naya Rivera zmarła poprzez utonięcie. Zgodnie z wynikami śledztwa aktorka prawdopodobnie chciała uratować swojego syna, który w pewnym momencie wpadł do wody. Riverze udało się wciągnąć Joseya z powrotem do łodzi, jednak nie wystarczyło jej już sił, aby uratować samą siebie. W czasie wypadku w organizmie Nayi nie wykryto alkoholu ani narkotyków.
Przypomnijmy: Naya Rivera nie żyje. Władze twierdzą, że RATOWAŁA SYNA przed utonięciem: "Ocaliła go, ale nie miała siły uratować siebie"
Śmierć Nayi Rivery wzbudziła ogromne poruszenie w Stanach Zjednoczonych. W żałobie są nie tylko fani serialu i jego obsada, lecz przede wszystkim rodzina i bliscy. Wśród osób opłakujących aktorkę jest też jej były mąż, Ryan Dorsey. Para była małżeństwem w latach 2014-2018 i owocem ich miłości jest właśnie Josey.
Jak donosi magazyn People, Ryan jest podobno załamany tym, że ich 4-letni syn stracił mamę w tak młodym wieku.
Ryan od kilku dni nie śpi, to dla niego koszmar. Co prawda nie byli już razem, ale jednak Naya była mamą ich syna. Josey potrzebuje matki - czytamy.
Po wypadku wiele osób zastanawiało się, pod czyją opieką obecnie przebywa chłopiec. Teraz wiemy już, że prawdopodobnie mieszka teraz właśnie z ojcem, który nadal nie może się pozbierać po ostatnich wydarzeniach.
Ryan nie wyobraża sobie wychowywania Joseya bez Nayi. To absolutnie dramatyczna sytuacja - cytuje słowa znajomego pary magazyn People.