Netflix ponownie znalazł się w centrum internetowej kontrowersji. Tym razem na najpopularniejszą platformę streamingową na świecie gromy posypały się w związku z wypuszczeniem do sieci zapowiedzi najnowszej produkcji Przeznaczenie: Saga Winx.
Produkcja ma być aktorską adaptacją popularnego serialu animowanego studia Nickelodeon Klub Winx, który królował na kanałach telewizyjnych przeznaczonych dla dzieci już od 2004 roku. Za nowe dzieło Netflixa odpowiada Brian Young - twórca Pamiętników Wampirów. Można więc śmiało założyć, że producenci zamierzali trafić w gusta nastoletnich już widzów pierwowzoru, których preferencje zdążyły nieco dojrzeć na przestrzeni ostatnich lat. Cóż, coś im nie wyszło.
Oryginalna produkcja z 2004 roku skupiała się na przygodach szóstki wróżek uczęszczających do szkoły magii Alfea. Serial wyróżniał się na tle konkurencji nie tylko żywymi kolorami i skąpymi strojami młodych czarodziejek, ale też przede wszystkim różnorodnością rasową głównych bohaterek. Decyzja Netflixa o obsadzeniu serialu niemal samymi białymi aktorkami wydaje się więc być co najmniej niezrozumiała.
Przypomnijmy: Netflix w ogniu oskarżeń o SEKSUALIZACJĘ za plakat z twerkującymi 11-latkami!
Postać panującej nad roślinami Flory, którą wszyscy mogli poznać jako śniadą piękność pochodzenia latynoamerykańskiego, zostanie zagrana przez białą aktorkę Eliot Salt. Żeby jeszcze bardziej rozwścieczyć fanów, wróżce natury nadano nowe imię - Terra. Władająca magią muzyki Musa również nie przypomina w wersji Netflixa samej siebie. Pierwotnie była ona bowiem pochodzenia wschodnioazjatyckiego, po którym w wersji fabularnej nie zostało ani śladu.
Fani Klubu Winx nie omieszkali zaznaczyć swojego niezadowolenia. Gdy tylko zapowiedź Przeznaczenia: Sagi Winx trafiła do sieci, internauci zalali YouTube'a i Twittera falą kąśliwej krytyki.
To żałosne, jak starają się być na siłę różnorodni, obsadzając w roli Flory dziewczynę z dodatkowymi kilogramami, która w ogóle jej nie przypomina. Flora zawsze była pochodzenia latynoamerykańskiego. Jedyna postać w tym serialu, która choć trochę przypomina siebie, to Bloom. Dodatkowo roli Musy nie dali Azjatce! - grzmi jedna z użytkowniczek YouTube'a.
Dlaczego Hollywood ma tak poważny problem z obsadzaniem Azjatów w rolach, które zostały pod nich napisane? - wtóruje jej kolejna.
Niektórzy internauci sugerowali, że produkcja w ogóle nie powinna brać się za adaptację bajki, jeżeli nie ma zamiaru szanować wartości, na których zbudowano oryginał.
Tak szczerze, to oni właśnie zamordowali całe moje dzieciństwo, wypuszczając to badziewie. Kto do cholery odpowiada tam za casting - czytamy na Twitterze. To była jedyna bajka, która pokazywała różne kolory skóry i teraz nam to zabrali.
Uwadze fanów animowanego serialu nie uszedł również fakt, że w przeciwieństwie do kochających modę czarodziejek z pierwotnej serii, aktorki w wydaniu Netflixa ubrane są co najwyżej przeciętnie.
Nie dość, że pozbyli się różnorodności, to jeszcze pozbawili główne bohaterki stylu. Stella płacze gdzieś teraz w alternatywnej rzeczywistości, nie mogąc zrozumieć, czemu to wszystko jest tak szkaradne - ironizują rozczarowani miłośnicy oryginału.
Zapewne ze względów budżetowych w wersji Netflixa jedna z czarodziejek została też zwyczajnie pominięta. Na ekranie nie uświadczymy Tecny - czarodziejki technologii.
Czy mimo tych wszystkich pomyłek jesteście gotowi dać szansę Przeznaczeniu: Sadze Winx?