Małżeństwo Małgorzaty i Tomasza Terlikowskich, to jeden z najbardziej znanych prawicowych duetów w Polsce. Sławę zyskali dzięki swojej kampanii potępiającej sprzedaż pigułki antykoncepcyjnej "dzień po" bez recepty. Wcześniej równie aktywnie działali przeciwko in vitro czy aborcji. Zarówno prawicowy publicysta, jak i jego żona, stali się telewizyjnymi ekspertami w tych dziedzinach. Teraz Terlikowski przyznaje, że może wypowiadać się na temat in vitro, bo sam długo nie mógł mieć dzieci, ale nawet nie pomyślał o tym rozwiązaniu. W jego wypadku pomogła... pielgrzymka.
Długo nie mogliśmy mieć dzieci. Pojechaliśmy na pielgrzymkę. Wróciliśmy i żona zapragnęła truskawek. Kupiłem jej test ciążowy, wyszły dwie kreski. Męska intuicja istnieje. Dla nas córka jest odpowiedzią na modlitwę. Mnie się nie ukazał płonący krzak - mówi.
Terlikowski wyznaje też, że nie miewa pokus, by zdradzić żonę, bo złym i grzesznym myślom mówi stop:
Mnie się różne kobiety podobają. Nie miałem grzesznych myśli o innych. Jak się pojawiają, to mówię sobie stop. Jeśli człowiek mówi stop, to nie myśli. Wierność małżeńska, jak i celibat, jest możliwa, bo jest łaska Boga. Pokusa nie jest grzechem. Nie miałem pokusy, by zdradzać żonę.
Przypomnijmy ich słynny wywiad dla Newsweeka: "Cel pigułki dzień po i cyklonu B jest taki sam: ZABIJANIE!"
Źródło: Superstacja