Od lat w Polsce niepełnosprawni głośno zwracają uwagę na to, że traktowani są jako obywatele drugiej kategorii. W wielu miejscach publicznych, w tym urzędach, nie ma wciąż podjazdów dla osób na wózkach, czy wind. Ich problemy jednak spychane są na dalszy plan. Co jakiś czas dowiadujemy się o bardzo przykrych historiach.
Z pewnością taką była ostatnia podróż Diany Bulandy polskim pociągiem. Spędziła trzy godziny jadąc z Wrocławia do Katowic na korytarzu przy toalecie, zamiast w przedziale dla niepełnosprawnych. Okazało się, że specjalny bilet dla osoby niepełnosprawnej to fikcja. Winda na dworcu nie działa, nie było rampy do pociągu, a od pracowników ochrony, którzy mieli jej pomóc, usłyszała, że "musi tę sprawę rozwiązać w kasie".
_To jest strasznie poniżające. Człowiek chciałby być potraktowany jak klient, a jest po prostu traktowany jak balast i jak jakieś bydło. Gdy wysiadłam na dworcu w Katowicach to płakałam, ludzie pytali, czy mi w czymś pomóc. Na każdym dworcu powinna być rampa. J**a nie powinnam być wynoszona, jak worek ziemniaków z pociągu.**_
Rzecznik PKP Intercity, po raz kolejny, przeprasza i zapewnia, że wyciągnie wnioski, cokolwiek to znaczy.
Sytuacja, która spotkała naszą pasażerkę, jest absolutnie karygodna i niedopuszczalna. Wobec pracownicy kas i pracowników ochrony zostaną wyciągnięte bardzo surowe konsekwencje.
Czy wyciągnięcie konsekwencji sprawi, że fikcyjny przedział dla niepełnosprawnych stanie się bardziej realny? Szkoda, że PKP problem widzi tylko w działaniu swoich pracowników. Niestety, nadal zmusza się niepełnosprawnych pasażerów do podróżowania przy toalecie.
Źródło: Blisko Ludzi TTV/ X-news