Można w końcu oficjalnie stwierdzić, że Norbi przeżywa ostatnio prawdziwy renesans kariery. Od kiedy dostał propozycję z TVP, gdzie przerzucano go między programami i ostatecznie umieszczono przy "Kole Fortuny", jego notowania wyraźnie poszły w górę. Zwieńczeniem nowej fali "popularności" autora hitu "Kobiety są gorące" jest jego niedawny koncert w gminie Alwernia.
Zobacz też: Norbi WRÓCIŁ przed mikrofon, aby wesprzeć polską służbę zdrowia: "SYPNIJCIE KASĄ, NIECH PŁYNIE BEZ PRZERWY"
Od kilku dni w mediach pojawiają się doniesienia, że Norbi zagrał koncert dla siedmiu osób, w tym trójki dzieci. Oznacza to, że nikt z okolicy nie skusił się go zobaczyć nawet za darmo, a ci, którzy przyszli, byli tam prawdopodobnie przypadkiem. Nagranie z występu na święcie wspomnianej gminy momentalnie obiegło sieć, a internauci wyraźnie drwią z jego przygasłej sławy.
Na usprawiedliwienie Norbiego trzeba jednak przyznać, że wiele osób podziwia jego determinację. Część internautów wyraźnie doceniło to, że niegdysiejszy muzyk nie zszedł obrażony ze sceny, tylko został do końca i grał dla garstki, która chciała go posłuchać. Tego rzeczywiście nikt mu nie odbiera, ale on sam wyraźnie poczuł się wywołany do tablicy i już skomentował sprawę.
W rozmowie z NaTemat Norbi odniósł się do słynnego już nagrania i przyznaje, że medialne publikacje to prawda i przyszło go zobaczyć raptem siedem osób. Broni się jednak, że nie był na wydarzeniu jako wokalista, lecz jako prezenter i po prostu spełnił prośbę organizatora, aby jednak zaśpiewać. Oceńcie sami, czy była to dobra decyzja...
Na tę imprezę nie byłem zaproszony jako wykonawca, ale prowadzący. Jednak zawsze przy takich okazjach wystąpię z kilkoma kawałkami. I tak też było tym razem. Organizator poprosił mnie, czy również bym nie zaśpiewał, więc zagrałem cztery piosenki - przyznaje.
Przy okazji Norbi nazywa sam siebie "bezobciachowcem" i twierdzi, że wystąpił, choć wcale nie musiał.
Zapowiedziałem gwiazdę wieczoru, czyli Mateusza Mijala i pojechałem dalej. A sam filmik nie był zmanipulowany – tak po prostu wyglądało. Nie musiałem występować, ale jako "bezobciachowiec" zrobiłem to, bo to lubię i nie ma w tym większej filozofii. Jestem profesjonalistą i zawsze wykonuję swoją robotę. Mogę zagrać nawet dla jednego fana czy na evencie firmowym dla ludzi pod krawatem i nie mam z tym żadnego problemu - komentuje.
Jednocześnie nie zapomniał jednak wspomnieć, że przed pamiętnym występem "zrobił setkę zdjęć z ludźmi", którzy najwyraźniej go rozpoznali i sami o to poprosili. Niestety ci sami ludzie najwyraźniej nie byli gotowi na to, aby wysłuchać jego muzycznych popisów, albo po prostu szybko stracili nim zainteresowanie. W końcu sława bywa ulotna i kapryśna.
Do Alwerni przyjechałem o 14:00, połaziłem sobie po straganach, zrobiłem z setkę zdjęć z ludźmi, zapowiedziałem dzieciaki, które tam śpiewały, zagrałem gościnnie kilka piosenek, powitałem gwiazdę i tyle. Standardowy dzień piknikowy - skwitował.
Dla pocieszenia wspomnijmy, że zawsze mogło być gorzej. W końcu niektórych wydarzeń nie zaszczyca obecnością nawet siedem osób...