W ostatnich dniach można zaobserwować wzrost nowych informacji dotyczących śledztwa w sprawie zaginięcia Iwony Wieczorek. Wszystkie oczy zwrócone są obecnie na Pawła P. Mężczyzna przez wszystkie lata traktowany był jako świadek w sprawie: miał zbyt mocne alibi, aby wziąć go pod uwagę jako potencjalnego podejrzanego. Nowe fakty wzruszyły jednak domniemanie śledczych, przez co i na wcześniejsze ustalenia zaczęto patrzeć z zupełnie innej perspektywy.
Gazeta Wyborcza przypomniała, że już kilkanaście lat temu osoby zaangażowane w poszukiwania zwracały uwagę na dość nietypową relację, która łączyła Pawła P. z funkcjonariuszami lokalnej policji. Eksdetektyw Krzysztof Rutkowski tak wspominał swoje doświadczenie z lokalnymi służbami.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zdziwiło mnie, że policjant był z nim na płaszczyźnie towarzyskiej. W momencie, gdy ja chciałem przekazać policjantowi informację, w trakcie kiedy [Paweł] prowadził rozmowę z funkcjonariuszem, bardzo luźną i koleżeńską, kiedy przekazał mi telefon, policjant powiedział, że nie będzie ze mną rozmawiał. Dla mnie zachowanie tego policjanta było dziwne i niezrozumiałe. (...) Ktoś może nie lubić mnie osobiście, ale to nie znaczy, że miał nie przyjąć ode mnie informacji dotyczącej Iwony - zeznawał Rutkowski.
Posłuchem Pawła P. wśród policjantów zdziwiona miała być także Katarzyna J. - przyjaciółka Wieczorek, która wymieniała z zaginioną wiadomości tekstowe w dniu jej zniknięcia. To właśnie Katarzyna J. miała zapoznać parę miesięcy wcześniej Pawła P. z Iwoną Wieczorek. Podczas jednego z przesłuchań dziewczyna wspomniała, jak to po domniemanej interwencji Pawła P. policjanci odwieźli ją pewnego dnia do domu…
Wkrótce po moim przesłuchaniu w 2010 r. w KMP Sopot stałam na przystanku komunikacji miejskiej i zaraz po moim przesłuchaniu zadzwonił do mnie Paweł P. Pytał, jak poszło przesłuchanie, ja mu odpowiedziałam, że nie pamiętam, co dokładnie mówiłam. Gdy zorientował się, że stoję na przystanku, zapytał, dlaczego mnie policjanci nie odwieźli do domu. Po jakimś czasie pojawił się radiowóz i odwieźli mnie do domu. Wydało mi się to dziwne. Wcześniej nikt mi tego nie proponował i nie robiłam z tego problemu.
Wyborcza przypomniała również, że przed zaginięciem Iwona Wieczorek miała być kojarzona z Marcinem O., który z zawodu był policjantem. Według ustaleń prokuratury mężczyzna nie miał mieć z zaginięciem nic wspólnego. Nie powstrzymało to jednak fali dziennikarskich spekulacji sprzed paru lat, według których Iwona Wieczorek mogła zostać uprowadzona przez policjantów jadących radiowozem widocznym na nagraniu z ostatniego udokumentowanego spaceru zaginionej.
Przypomnijmy: Pracował nad sprawą Iwony Wieczorek. Tak opisuje jej otoczenie: "To nie było towarzystwo grzecznych chłopców i dziewczynek"
Kontrole wykonane w związku ze sprawą wykazały liczne nieprawidłowości w prowadzeniu śledztwa. Wyborcza wylicza, że przez pierwsze trzy doby po zgłoszeniu zaginięcia policja siedziała z założonymi rękoma. Przypuszczano, że młoda dziewczyna po prostu korzysta z uroków wakacji, albo przeżywa młodzieńczy bunt. Teren parku, w którym widziano zaginioną po raz ostatni, przeszukano dopiero 3 dni po zgłoszeniu zdarzenia. Minęło 10 dni, zanim do poszukiwań zaangażowano psy tropiące. Nagrania z kamer okolicznych hoteli i restauracji zabezpieczono po tygodniu. Tymczasem wiele prywatnych systemów monitoringu przetrzymywało jedynie dane z ostatnich 24 godzin. Starsze nagrania automatycznie usuwano. Działkę należącą do rodziny Pawła P., na której przebywała Iwona Wieczorek ze znajomymi przed udaniem się na zabawę w klubie, przeszukano dopiero latem 2012 roku. Jak można się było spodziewać, niczego nie odnaleziono.