Trwa ładowanie...
Przejdź na
Goss
Goss
|
aktualizacja

Obejrzeliśmy "Czas na Show. Drag Me Out". Przed dragiem w polskiej telewizji długa droga, ale to krok w dobrą stronę (PUDELEK OGLĄDA)

Podziel się:

Za nami pierwszy odcinek programu "Czas na Show. Drag Me Out", w którym znani mężczyźni dokonują spektakularnych metamorfoz pod okiem profesjonalnych drag queens. Choć niektórzy wieszczyli formatowi porażkę, to wrażenia są pozytywne. Są pewne "ale".

Obejrzeliśmy "Czas na Show. Drag Me Out". Przed dragiem w polskiej telewizji długa droga, ale to krok w dobrą stronę (PUDELEK OGLĄDA)
Obejrzeliśmy "Drag Me Out". Wrażenia są pozytywne, ale nie zabrakło pewnych "ale" ("Czas na Show. Drag Me Out", Player.pl)

Fenomen dragu, choć poza granicami kraju obecny w popkulturze już od lat, dotarł w końcu i do Polski. Nieoceniony wkład w popularyzację tego zjawiska miał format "RuPaul's Drag Race", który stał się inspiracją dla wielu serii pobocznych i lokalnych wariacji. Widzowie TVN mieli właśnie okazję zapoznać się z premierowym odcinkiem programu "Czas na Show. Drag Me Out", który jest pozytywnym zaskoczeniem. Są jednak pewne "ale", bo "drag" jest na swoim miejscu, ale nadal czekamy jeszcze na "show".

"Drag Me Out", czyli oswajanie z tym, co dla wielu oczywiste

Zacznijmy od tego, że taki program prędzej czy później musiał powstać - i dobrze, bo telewizja potrzebuje różnorodności. Dotąd sztuka wcielania się przez mężczyzn w role żeńskie kojarzyła się Polakom głównie z wieczorami kabaretowymi, gdzie królowała zasada "chłop się przebrał za babę i gada o głupotach". Najwyższy więc czas, aby to wrażenie odczarować, w czym "Drag Me Out" powinien akurat pomóc.

Tu teraz będzie działa się historia - zaczęła Anna Mucha. Wchodzimy w świat zupełnie nieznany, pierwszy raz w Polsce. (...) Pomyślałam sobie, że to będzie jak odkrywanie Las Vegas, terenu nieznanego: jest dużo, głośno, krzykliwie, są cekiny, jest przepych, jest przesyt, ale wszystko jest też podniesione do rangi sztuki. A pod tymi perukami i gorsetami kryje się człowiek i jego historia - i to jest coś cudownego.

Na razie widzowie mieli okazję zobaczyć metamorfozy trzech śmiałków: aktora Michała Mikołajczaka, influencera Kamila Szymczaka oraz kulturysty Marcina Łopuckiego. Michał i Kamil szybko się zaaklimatyzowali, mężowi Katarzyny Skrzyneckiej zajęło to natomiast nieco dłużej. Kilka ciężkich westchnień i dziwnych stwierdzeń o wizycie u psychoterapeuty później stał już na scenie i to właśnie on zrobił największą furorę. Podejrzewamy, że raczej byście go nie poznali.

Debiut Łopuckiego oklaskiwały z widowni Katarzyna Skrzynecka i obie córki, które były zachwycone jego przemianą. Na wsparcie mogli liczyć też pozostali uczestnicy i to chyba jeden z największych plusów tego programu, bo atmosfera miłości i zrozumienia niemal unosiła się w powietrzu. Pierwszym "ale" są jednak same występy, które, niestety, nie ukrywajmy tego, były po prostu nudne. Idziemy w dobrą stronę, aczkolwiek to dopiero początek i za tydzień czy dwa sam efekt wow może już nie wystarczyć.

Dużym zaskoczeniem jest natomiast to, jak w roli prowadzącej sprawdziła się Mery Spolsky. Jej energia i temperament dały obiecujące efekty, a widzowie chyba nie mieli wątpliwości, że faktycznie "czuje" ten klimat. Największą gwiazdą jury został z kolei Andrzej Seweryn, czego w tej konfiguracji chyba nikt się nie spodziewał. Jego opinie były wyważone i rzeczowe, a on sam po prostu świetnie się bawił. I o to chodzi.

Anna Mucha z kolei chyba wyciągnęła wnioski z czasów jurorowania w "Dance Dance Dance" i jest znaczna poprawa. Albo może to nieobecność Kasi Stankiewicz w obsadzie okazała się dla niej zbawienna? Kto pamięta, ten wie. Tym razem podkreślała walory wizualne i artystyczne, na razie nie wdając się w słowne utarczki. Gdzieś w połowie drogi zagubił się natomiast Michał Szpak, który niby siedział za jurorskim stołem, a czasem nawet na nim, ale poza okrzykami i ogólnymi uwagami nie padło z jego ust jeszcze nic ciekawego. Szkoda.

"Drag" w "Drag Me Out" już mamy. Teraz pora na "Show" w "Czas na Show"

Na pewno cieszy fakt, że TVN uwierzył w ten format, bo w końcu mamy w polskiej telewizji coś, co łamie stereotypy, a nie je powiela. Nie sposób więc nie wspomnieć o samych drag queens, które stały się matkami chrzestnymi metamorfoz znanych panów w kolorowe ptaki. Tu warto wspomnieć o tym, co powiedziała Shady Lady: Drag nie odejmuje męskości, a jedynie ją potwierdza.

Nie sposób jednak nie odnieść wrażenia, że o ile tytułowy "drag" już mamy, to nad "show" trzeba będzie jeszcze popracować. Występy były debiutanckie, a więc na razie nijakie, jurorzy byli ostrożni w wygłaszanych opiniach, a rozmowy z przygotowań momentami przewidywalne. Nie mamy wątpliwości, że będzie tylko lepiej - pytanie jednak, czy ci, którzy jeszcze w trakcie przełączyli na inny kanał, będą skłonni dać sobie i programowi drugą szansę, gdy akcja już się nieco rozkręci.

Czy "Drag Me Out" okaże się dla polskiej telewizji przełomem? Mimo szumnych zapowiedzi i pokładanych w formacie nadziei na razie jeszcze studzilibyśmy emocje. Jest to natomiast krok w dobrą stronę i może przekonać tych, którzy są ciekawi świata. Ci mniej ciekawi zapewne machną na to ręką, ale nic na siłę, bo drag w końcu i tak obroni się sam.

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
pudelek.pl