Mamy to. "Taniec z Gwiazdami" powrócił na antenę po dłuższej przerwie i - co usilnie podkreślano na każdym kroku - wiele się w nim zmieniło. Edward Miszczak długo kazał czekać na efekty metamorfozy, której zostało poddane taneczne show, ale jedno na pewno mu się udało: fraza "gwiazda" w tytule pierwszy raz od lat przestała być słowną wydmuszką. Pytanie tylko, czy "odświeżone" zawsze oznacza "lepsze".
Zobacz także: Widzowie OCENIAJĄ jurorów podczas premierowego odcinka odświeżonego "TzG" i krytykują muzykę: "USZY WIĘDNĄ"
Do "Tańca z Gwiazdami" przyszło nowe. Pytanie tylko, czy lepsze
O tym, że jury słynnego formatu czekają personalne roszady, mówiło się już od tygodni. Łącznikiem między "starym" i "nowym" okazała się niezastąpiona Iwona Pavlović - i dobrze, bo na razie tylko ona sumiennie wywiązuje się z powierzonego jej zadania. Reszta pełni na razie rolę debiutantów, więc chyba sami jeszcze nie wiedzą, kim chcą być w tym układzie.
Rafał Maserak, mimo obycia i doświadczenia, nie był szczególnie pomocny jako sędzia, ale na pewno robił show. Oceniał głównie stylizacje uczestników i radośnie gaworzył z tymi, których miał już okazję poznać, natomiast z tańcem miało to niestety niewiele wspólnego. Parą dla Iwony i sposobem na równowagę za jurorskim stołem miał być z kolei Tomasz Wygoda - ten sam, który, zdaniem Agnieszki Kaczorowskiej, nie jest dla tancerzy towarzyskich autorytetem. Na razie ciężko to nawet zweryfikować, bo niespecjalnie wyrywał się do głosu. Trzeba mu jednak oddać, że kiedy produkcja już przypominała sobie, że też tam jest, to starał się mówić do rzeczy.
Największym zaskoczeniem są natomiast oceny, którymi obdarowywała uczestników Ewa Kasprzyk. Spodziewano się chyba, że aktorka będzie Beatą Tyszkiewicz tego sezonu, ale ktoś chyba zapomniał jej o tym powiedzieć. Ze słów, które opuszczały jej usta, wynikało niewiele, natomiast srogie oceny - i to podejrzanie podobne do zasiadającego obok Maseraka - spadały na uczestników niczym grom z jasnego nieba. Czasami na szczęście dawało o sobie znać jej poczucie humoru, więc padło coś zabawnego i to właśnie tego było zdecydowanie za mało.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nowe jury miało chyba jeden podstawowy problem: zaraz po tańcu gwiazdy porównywano do aniołów i chwalono ich osobowość, żeby za chwilę dać im noty 3 lub 4 i nawet nie wytłumaczyć, z czego one wynikają. Jeśli już uczestnicy mieli okazję dowiedzieć się tego, co mogło pójść lepiej, to głównie od Iwony, która na razie niestety tyra za całą czwórkę.
To, co należy docenić, to nowe studio programu. Tu Edward Miszczak sięgnął po metody sprawdzone jeszcze za czasów emisji show w TVN-ie: przy scenie wróciły stoliki, które zajmowali wczoraj on i Nina Terentiew oraz bliscy gwiazd, a bilety na widownię można po prostu kupić. Taka przyjemność będzie Was kosztować niewiele ponad 200 złotych, ale zakładamy, że warto - szczególnie że w tym sezonie jest komu kibicować.
"Taniec z Gwiazdami" kontra "Taniec z (paroma) Gwiazdami"
My tu gawędzimy o studiu i jurorach, a przecież esencją programu są tytułowe "gwiazdy", czyż nie? W tym sezonie zdecydowanie tak. Trend angażowania do formatu żon celebrytów czy członków ekipy budowlanej kojarzonej z inną propozycją stacji był o tyle niepokojący, że stawiał poważne pytanie: czy w Polsce nie ma już żadnych znanych twarzy, które chciałyby tańczyć w telewizji? Okazuje się, że są - i to właśnie jest największa zmiana.
Przed kamery wrócił na przykład Marcin Hakiel, który otrzymał za zadanie nauczyć tańczyć skazaną niegdyś prawomocnym wyrokiem "królową życia" Dagmarę Kaźmierską. Na razie idzie mu to tak sobie i nawet długa suknia i sztuczny dym nie były w stanie tego zamaskować. Dymy były też podczas tanecznego debiutu Małgorzaty Ostrowskiej-Królikowskiej - tym razem na szczęście nie rodzinne, a właśnie sztuczne. Wcześniej na parkiecie pojawił się jeszcze Filip Chajzer, który miał "pójść na całość", ale na razie wyszedł Zonk. Panie Zygmuncie, pozdrawiamy.
Na równowagę w zestawieniach gwiazda-tancerz wpłynęły też zapewne nowe twarze wśród trenerów. Są jednak i powroty: ewentualne sukcesy taneczne Filipa będą zasługą Hanny Żudziewicz, jej mąż mentoruje Anicie Sokołowskiej, a Michael Danilczuk, który tworzył z Jackiem Jelonkiem pierwszą męsko-męską parę w historii polskiej edycji, załapał się na treningi z Maffashion. Czy i z nią będzie wywijał jak zawodowy akrobata?
W tej edycji uszczuplono natomiast grono prowadzących. Na polu bitwy wciąż zostali Krzysztof Ibisz, jego śnieżnobiały uśmiech i Paulina Sykut-Jeżyna, zabrakło natomiast Izabeli Janachowskiej. Jako że wciąż mamy do czynienia z programem na żywo, pojawiły się drobne wpadki czy niedociągnięcia, ale w tym przecież cały urok.
Czy "odświeżony" "Taniec z Gwiazdami" jest lepszy niż ten "nieodświeżony"? I tak, i nie. Wiele zmian wyjdzie klasykowi polsatowskiej ramówki na dobre, a do tego, co na razie nie działa, można się przyzwyczaić albo po prostu to zmienić. W końcu pan Edward wsławił się już jako rewolucjonista i wiemy, że nie bierze jeńców. Na razie warto poczekać, co będzie dalej - w końcu zmiany wymagają czasu, a najlepsze zapewne dopiero przed nami.