Dorota Masłowska, która kończąc liceum napisała swą pierwszą powieść, przez lata była uznawana za fenomen i "złote dziecko" współczesnej literatury. Autorka Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną była chwalona za oryginalny język i styl. Autorytety z dziedziny literatury gratulowały młodej pisarce świeżości i odwagi, bijąc brawo dla bystrości pisarki i jej sposobu ujmowania otaczającej rzeczywistości.
Choć jej książki były na bakier z literackim językiem wieszczów, nawet nieco "zmurszałe" umysły przyznawały, że Masłowska jest zjawiskiem wyjątkowym. W kolejnych latach swojej pracy pisarka udowadniała, że jej entuzjastycznie przyjęty debiut nie był "wypadkiem" przy pracy. Następne książki Masłowskiej, a także jej projekty muzyczne, ugruntowały jej pozycję jako jednej z najbardziej twórczych, niezależnych i mocnych osobowości.
Przy okazji promocji książki Kochanie, zabiłam nasze koty w 2012 roku Masłowska dała się poznać z nieco innej, niż wcześniej, strony.
Świat bez Boga stracił czubek, środek: zdeformował się. A ludzie zatracili poczucie proporcji, poczucie tego, co jest ważne (...). W tej potężnej maszynerii, jaką jest ludzki umysł i dusza, mielą się jakieś śmieci, papierki, bzdury w czasie - mówiła Masłowska w rozmowie z Rzeczpospolitą. Pisarka mówiła wtedy między innymi o swoimi widzeniu Polski, w rozmowie pojawił się aktualny wówczas wątek katastrofy smoleńskiej.
Ostatnio jednak Dorota Masłowska nie udzielała wywiadów, tymczasem na łamach tygodnika Dobry Tydzień pojawił się artykuł na jej temat. Autor publikacji potraktował Masłowską jako "przykładną katoliczkę", co wyprowadziło z równowagi pisarkę. Oburzona Masłowska napisała na swoim Facebooku, że artykuł został skompilowany z wyrwanych z kontekstu cytatów i jest nieprawdziwy. Masłowska zapowiedziała, że podejmie kroki prawne przeciwko redakcji pisma.
Szanowni Państwo. Witam w poświęconym mnie odcinku polskiego Black Mirror. Jeden z tygodników katolickich zhakował właśnie mój wizerunek - pisze Masłowska na swoim profilu FB.
Zbudowany z wyrwanych z kontekstu cytatów i rozmaitych g*wnobzdur artykuł opisuje moje życie osobiste w Chrystusie. Jest to bardzo śmieszne, ale jest to też bardzo nieśmieszne. Jeśli wszyscy bohaterowie pisma wierzą w Boga i miłują Kościół równie mocno co ja, to ostrzegam wszystkich czytelników: lepiej sięgnąć po Barbarę Cartland, opisane w jej książkach rzeczy są prawdziwsze. Sprawę kieruję na drogę prawną - kończy pisarka.
Aby lepiej zrozumieć oburzenie Masłowskiej, warto przeczytać choćby fragment artykułu:
Kiedy była małą dziewczynką, chętnie odwiedzała dom ukochanej babci - snuje swój wywód redaktor magazynu. - Intrygował ją wizerunek Chrystusa powieszony na honorowym miejscu. Obserwowała seniorkę rodu, która w skupieniu obracała paciorki różańca. Dziś oba te przedmioty są dla niej najcenniejszą pamiątką. Obraz z Jezusem, który dostała na osiemnastkę. I jeszcze mam w posiadaniu jej pierścionek oraz różaniec - taki pradawny, kościany. Nie taki plastikowy, tylko niesamowicie siny - opowiada wzruszona Dorota Masłowska.
W dalszej części wywodu autor zauważa, że "nauki babci są wciąż dla niej ważną, życiową wskazówką".
W rozmowie z Gazetą Wyborczą Masłowska podkreśla, że artykuł nie oddaje jej zapatrywań na świat:
Ten tekst został spreparowany z wyrwanych z kontekstu wyimków z wywiadów udzielonych przeze mnie w różnych momentach życia, domysłów i czystej fantazji, jak fragment o mieszkaniu moich rodziców - mówi pisarka.
Masłowska dodaje, że pokazywanie jej jako katoliczki, jest kompletnie nieuzasadnione:
Artykuł opisuje moje życie w Bogu i wierze katolickiej. Jestem osobą niewierzącą, niepraktykującą, nie mam żadnego związku z Kościołem katolickim poza tym, że zostałam w jego obrządku wychowana - podkreśla Masłowska.