Sześć lat temu Ilona Felicjańska spowodowała wypadek samochodowy. Jak się wkrótce okazało, celebrytka prowadziła pod wpływem alkoholu, o czym opowiedziała rok później na kanapie Dzień Dobry TVN. Od tamtej pory skompromitowana celebrytka na zmianę opowiada o swoim nałogu i wydaje kolejne książki.
Mimo to Ilona uważa, że coming out to świetna decyzja w jej karierze i nie żałuje swojego wyznania. W rozmowie z nami stwierdziła nawet, że to pewnego rodzaju misja, bo ona sama nie nadaje się przecież do pracy w supermarkecie:
Takie są mechanizmy uzależnienia. Czasem jesteśmy ostatnią osobą, która się przyznaje, że ma problem. Skoro zderzyłam się z nim i dałam radę - a nie musiałam - to może warto mnie wspierać? - powiedziała.
Tak, ja mogę pójść do kasy na Biedronkę i zarabiać dwa tysiące, bo mnie to wystarczy, bo nie pieniądze dają szczęście, tylko realizacja siebie! Ja się nie zrealizuję, będąc sprzedawczynią w kasie na Biedronce. Jakkolwiek mam do tych pań szacunek, bo one dają swoim dzieciom wyżywienie za te pieniądze.
Rozumiecie "poczucie misji" Ilony?