Na jaw wychodzą kolejne szczegóły historii Marka Mielewczyka, ministranta molestowanego przez księdza Andrzeja S. Mężczyzna po 30 latach wytoczył kapłanowi proces. Oskarża go o wykorzystanie seksualnie i domaga się zadośćuczynienia. Ksiądz, kiedy Mielewczyk był dzieckiem, założył "oazę dla młodzieży", a konkretnie młodych chłopców. Tam byli molestowani, jednak do tej pory żaden z nich nie odważył się opowiedzieć o swoim dramacie. Kapłan miał ich pod opieką ponad stu. O sprawie wiedział biskup, który przeniósł Andrzeja S. do innej parafii, gdzie dalej mógł molestować dzieci.
Mielewczyk wspomina, że towarzyszyło mu uczucie wyobcowania, winy, skażenia. Nie mógł sobie wtedy z tym poradzić. Skończyło się na dwóch próbach samobójczych.
Próbowałem popełnić samobójstwo w czasie świąt Bożego Narodzenia. Skażony, nieczysty próbowałem zawalczyć z tym, co było we mnie. On działał perfidnie, działał w sposób wyrafinowany na psychikę, na uzależnienie od tego, co mnie spotykało. W Kartuzach w tym czasie było ponad 100 ministrantów, mnóstwo już prawie dorosłych facetów. Mówiło się bardzo dużo o tym.
Przypomnijmy:Ofiara księdza pedofila: "Biskup przeniósł go na inną parafię, TAM TEŻ MOLESTOWAŁ DZIECI"
Źródło: Dzień Dobry TVN/x-news